Odpowiedz do Jana Grossa nowej ksiazki "Złote żniwa", nowa książka Jana Tomasza Grossa, która w lutym ukaże się w Polsce, jest wielkim oskarżeniem Polaków o czerpanie zysków z Holocaustu szkalujacego Polsce i Polakow. Prosze zobaczyc Film i PROTESTOWAC!
Prosimy przekazac kazdemu film na naszym szybkim serwerze z Washington DC Polski Angielski dotacja naszej firmy
Documentary film about Polish and Jewish history
dlugi film Prosze click below and press play
http://raqport.com/videos/polish-jewish-history/
Wednesday, December 29, 2010
Tuesday, November 9, 2010
Tak Polska Naturalna Zywnosc produkowana przez male rodzinne farmy to jest odpowiedz na dobre zdrowie
Tak Polska Naturalna Zywnosc produkowana przez male rodzinne farmy to jest odpowiedz na dobre zdrowie
"The Gerson Miracle" (Cud terapii Gersona), polskie napisy
AUTOR: Stephen H. Kroschel, 2004
CZAS: 91 min.
LINK: www.tvinterpolonia.org?p=10001148 Informacje dodatkowe:→ Więcej informacji na temat "terapii Gersona" - w jęz. polskim→ Gerson Institute / Cancer Curing Society - w jęz. angielskim
"The Gerson Miracle" (Cud terapii Gersona), polskie napisy
AUTOR: Stephen H. Kroschel, 2004
CZAS: 91 min.
LINK: www.tvinterpolonia.org?p=10001148 Informacje dodatkowe:→ Więcej informacji na temat "terapii Gersona" - w jęz. polskim→ Gerson Institute / Cancer Curing Society - w jęz. angielskim
Sunday, July 18, 2010
Klania sie Lech Bajan z Washington DC prosimy przekazac do grupy www.tvinterpolonia.com o Grunwaldzie
Klania sie Lech Bajan z Washington DC prosimy przekazac do grupy www.tvinterpolonia.com o Grunwaldzie
Friday, June 25, 2010
Film: "Generał polskich nadziei - Władysław Anders" Uczmy sie z Historii dla Polski glos na Jarka Kaczynskiego
Film: "Generał polskich nadziei - Władysław Anders" Uczmy sie z Historii dla Polski glos na Jarka Kaczynskiego
GENERAŁ POLSKICH NADZIEI ENGLISH
Generał Władysław Anders
Minister Józef Beck w Sejmie
This song is about the Battle of Wizna in Poland 1939 where Cpt Raginis and his brave 720 soliders defended Wizna from the nazis.
Polish subtitles.
www.sabaton.net
Credits:
Camera: Tomasz Nowak
Editing: Bartek Bretes
Directed by: Jacek Raginis
Production: EUROWORK & STUDIES'
ZASTRZELIMY JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO !!! - PALIKOT W SZTABIE KOMOROWSKIEGO
GENERAŁ POLSKICH NADZIEI ENGLISH
Generał Władysław Anders
Minister Józef Beck w Sejmie
This song is about the Battle of Wizna in Poland 1939 where Cpt Raginis and his brave 720 soliders defended Wizna from the nazis.
Polish subtitles.
www.sabaton.net
Credits:
Camera: Tomasz Nowak
Editing: Bartek Bretes
Directed by: Jacek Raginis
Production: EUROWORK & STUDIES'
ZASTRZELIMY JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO !!! - PALIKOT W SZTABIE KOMOROWSKIEGO
Sunday, June 20, 2010
Kto blokuje Polski Gaz? Bezpieczeństwo energetyczne w kontekście gazu łupkowego.
Kto blokuje Polski Gaz? Bezpieczeństwo energetyczne w kontekście gazu łupkowego.
kontekście gazu łupkowego cz. I
prof. KUL dr hab. Romuald Szeremietiew, dr hab. inż. Zbigniew Wrzesiński, inż. Wiktor Stanisław Michałowski - redaktor naczelny kwartalnika "Rurociągi" (2010-06-17) Rozmowy niedokończone
słuchaj
zapisz
Polska gazowym Eldorado (1/2)
Polska gazowym Eldorado (2/2)
kontekście gazu łupkowego cz. I
prof. KUL dr hab. Romuald Szeremietiew, dr hab. inż. Zbigniew Wrzesiński, inż. Wiktor Stanisław Michałowski - redaktor naczelny kwartalnika "Rurociągi" (2010-06-17) Rozmowy niedokończone
słuchaj
zapisz
Polska gazowym Eldorado (1/2)
Polska gazowym Eldorado (2/2)
Friday, June 18, 2010
Związane ręce Komorowskiego Andrzej Janusz Zybertowicz, ur. 30 września 1954 w Bydgoszczy, polski socjolog, doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu
Związane ręce Komorowskiego Andrzej Janusz Zybertowicz, ur. 30 września 1954 w Bydgoszczy, polski socjolog, doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu
Nasz Dziennik, 2010-06-18
Z Andrzejem Zybertowiczem, socjologiem, byłym doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego ds. bezpieczeństwa państwa, profesorem w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, rozmawia Mariusz Bober
Rok temu powiedział Pan w jednym z wywiadów, że "jeżeli skala kryzysu będzie wymagała (...) wprowadzenia w życie trudnych decyzji instytucjonalnych, to Platforma Obywatelska okaże się do nich niezdolna". Po katastrofie pod Katyniem i klęsce powodzi obserwujemy inercję władz na niespotykaną skalę.
- Zauważmy, że wcale nie spotkały nas wszystkie możliwe kryzysy. Można sobie wyobrazić jeszcze gorsze: wojnę, epidemie czy też kryzys finansowy na skalę większą niż wielka depresja z 1929 roku. Katastrofa smoleńska pokazała, że powinny być zmienione procedury bezpieczeństwa lotów najważniejszych osób w państwie. Ale brak takich procedur nie wywołuje od razu żadnych widocznych skutków. A uporządkowanie tej sprawy nie wymusza reform w innych obszarach funkcjonowania państwa, które również wymagają zmian.
Katastrofa smoleńska ujawniła niewydolność państwa polskiego, i to na wielu płaszczyznach...
- Dla mnie, jako badacza faktycznych reguł gry w społeczeństwie, było to oczywiste co najmniej od połowy lat 90. ubiegłego wieku. W 2004 r. podczas ogólnopolskiego zjazdu socjologicznego omawiałem zjawisko diagnozy bez konsekwencji, dostrzeżone zresztą także przez osoby dalekie od myślenia niepodległościowego. Zjawisko to polega na tym, że chociaż poważne niesprawności w funkcjonowaniu państwa są dostrzegane i zdiagnozowane, to potrzebne rozwiązania nie są wprowadzane w życie. Wiemy o niesprawności służby zdrowia, sądownictwa, mediów publicznych, tajnych służb, ale państwo nie ma zdolności uporania się z tymi problemami.
PO przez ostatnie lata sprawiała wrażenie, że ma monopol na modernizację państwa...
- Platforma w ostatnich latach miała wyniki w wywoływaniu wrażeń, tylko co zreformowała? Państwo może być naprawiane na trzy sposoby: albo samo jest w stanie dokonać niezbędnych zmian, albo naprawa jest wymuszana oddolnie - przez społeczeństwo; może to być też dokonywane poprzez mechanizmy postkolonialne - a więc jakieś inne państwo lub międzynarodowe korporacje wymuszają modernizację. Ale wówczas dokonywane są tylko takie zmiany, które są potrzebne obcym podmiotom do tego, by płynnie mogły prowadzić swoje interesy. Problem polega na tym, że w Polsce, mimo że mamy demokrację, czyli system pozwalający na samoregulację, państwo jest nieprzejrzyste samo dla siebie. Rządy PO raczej pogorszyły sytuację, ponieważ wielu jej polityków działa w sytuacji konfliktu interesów, co sprawia, że nie mają dostatecznie silnych motywacji, by wprowadzać reformy.
Jarosław Kaczyński apelujący do PO o współdziałanie w reformowaniu państwa spotka się więc z murem?
- Jarosław Kaczyński wyciągnął wniosek, że musimy zbudować w Polsce nowy typ porozumienia politycznego. Najwyraźniej uznał, że jeśli dwa główne ugrupowania postsolidarnościowe będą nadal prowadziły ze sobą ostrą walkę, to państwo polskie nie osiągnie zdolności do samonaprawy. Kaczyński przemyślał swoją rolę w polskiej polityce i - być może - rozstał się ze złudzeniem, że jest w stanie zbudować formację, która sama będzie w stanie wziąć odpowiedzialność za dopasowanie Polski do wyzwań współczesności w taki sposób, by nie zagubić naszej tradycji. Prezes PiS zrozumiał też, że Polacy są mocno podzieleni i budując przyszłość, trzeba, by różne środowiska polityczne znalazły minimum porozumienia. Stąd dzisiejszy język prezesa PiS. To nie jest efekt tylko tego wstrząsu, jakim była dla niego śmierć brata i wielu bliskich, utalentowanych współpracowników w katastrofie smoleńskiej. To także rezultat wcześniejszych przemyśleń. Tymczasem Donald Tusk jakby wszedł w mentalność "starego" Jarosława Kaczyńskiego: pielęgnuje złudzenie, że jest w stanie uzyskać pełną kontrolę nad państwem i je reformować - gdy tylko w Pałacu Prezydenckim usadowi niezbyt "lotnego", za to zależnego od siebie polityka.
Ale przez ponad 2,5 roku rządów Donald Tusk nie pokazał, że ma zdolność reformowania kraju...
- To, co robi prezes Jarosław Kaczyński, jest sygnałem zarówno dla PO, jak i dla wyborców. Sygnał dla Platformy jest następujący: wyciągnijcie wniosek, który ja wyciągnąłem; jeśli macie ambicje przejęcia pakietu kontrolnego nad państwem, to uznajcie, że w dzisiejszym dynamicznym świecie to jest nieskuteczne. Jeśli wyborcy dadzą Bronisławowi Komorowskiemu prezydenturę, to chociaż Donald Tusk może zyska złudzenie kontroli nad państwem, to reformy nadal nie będą przeprowadzane. Wyborcom Kaczyński mówi: głos na mnie to szansa na prawdziwy, kreatywny pluralizm w Polsce i odblokowanie potencjału rozwojowego.
Do niedawna PO usprawiedliwiała swoją bezczynność rzekomym blokowaniem reform państwa przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego...
- Zaprzecza temu usprawiedliwieniu przykład mediów publicznych, które niewątpliwie wymagają reformy. Nie została ona należycie przeprowadzona w okresie rządów PiS. Gdyby Platforma naprawdę chciała je uspołecznić, postarałaby się o minimalne porozumienie w tej sprawie wszystkich sił politycznych. Zaproponowałaby PiS lub śp. prezydentowi Kaczyńskiemu opracowanie wspólnego projektu. Ale PO nie dotrzymała nawet umowy z SLD, przy poparciu którego mogła przecież odrzucić weto prezydenckie. Sytuacja ta pokazuje, że oskarżanie śp. Lecha Kaczyńskiego o blokowanie zmian jest nieuczciwe. To wymówka, bo albo PO nie ma woli do przeprowadzenia reform, bo jest uwikłana w jakieś ciche zależności z grupami interesów, albo jest niesprawna organizacyjnie. A może jedno i drugie.
Jak PO wykorzystuje pełnię władzy, którą de facto obecnie sprawuje?
- Na razie Platforma zajmuje się tym, co wcześniej krytykowała u PiS, czyli przejmowaniem kontroli nad kolejnymi instytucjami państwa. Osłabia IPN, dogaduje się z Aleksandrem Kwaśniewskim, by osadzić na stanowisku prezesa Narodowego Banku Polskiego Marka Belkę, czy z innymi środowiskami, by obsadzić urząd Rzecznika Praw Obywatelskich. Gdyby PO rzeczywiście była partią obywatelską, zaczekałaby z tymi zmianami do wyborów prezydenckich, czyli do stabilnej sytuacji politycznej. Zastanawiam się w tym kontekście nad mentalnością Bronisława Komorowskiego. Ostatnio gra z Kwaśniewskim i ludźmi Wojskowych Służb Informacyjnych, a poparcie dla niego deklarują tacy ludzie jak gen. Marek Dukaczewski [były szef WSI - przyp. red.] czy Włodzimierz Cimoszewicz.
...który zachęcał, byśmy przyłączyli się do rosyjsko-niemieckiego projektu Gazociągu Północnego.
- Wypowiedział się tym samym przeciwko naszemu interesowi narodowemu. Gdy słucham reklam wyborczych Bronisława Komorowskiego, w których mówi, że całe życie służył Narodowi, odnoszę wrażenie, że został on wpuszczony przez Donalda Tuska w pogoń za władzą, w której kompletnie się pogubił. Nawet jeśli Komorowski zyska splendory Pałacu Prezydenckiego, to będzie tak uzależniony od różnych środowisk, że nie będzie zdolny do myślenia w kategoriach interesu narodowego.
Od kogo może być najbardziej uzależniony?
- Mam na myśli głównie grupy biznesowe powiązane ze środowiskiem WSI, podobnie jak niektóre grupy medialne. Jeśli dzięki ich poparciu Komorowski wygra wybory, będzie miał ręce związane zarówno przez nich, jak i przez Donalda Tuska. Jeśli marszałek Sejmu opowiada bzdury na temat metod wydobycia gazu łupkowego, to zastanawiam się, kto mu je wkłada do głowy? Czy nie właśnie część środowiska WSI od lat związana z Moskwą? To Moskwa ma interes w tym, żeby Gazprom zarabiał w Polsce, a nie Polacy na wydobyciu gazu.
Co nas czeka, gdyby PO przypieczętowała swoją władzę wygraną Bronisława Komorowskiego?
- Jego ewentualna wygrana niewielką przewagą i obecna kampania, która odblokowała potencjał PiS, otworzy dla tej partii drogę do wygrania wyborów samorządowych i parlamentarnych i rozpoczęcia rzeczywistych reform w kraju. Ale uwaga: to zależy od tego, czy środowiska niepodległościowe nie wpadną w defetyzm. Przecież już dziś widać, iż odnieśliśmy wielki sukces: tylu Polaków podniosło głowę, przestało się wstydzić swojego patriotyzmu. Zobaczyliśmy, jak dla wielu rodaków ważne są symbole naszej państwowości, niepodległości i dumy. PiS już odzyskało potencjał koalicyjny, którego starano się go pozbawić przez ostanie 3 lata.
Przed wyborami... (2010-06-16)
Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: prof. dr hab. Andrzej Zybertowicz- socjolog z UMK, doradca prezydenta RP ds. bezpieczeństwa państwa
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=21904
Andrzej Janusz Zybertowicz, ur. 30 września 1954 w Bydgoszczy, polski socjolog, doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
W latach 1973-1977 studiował historię na UMK (tu na specjalizacji archiwistyka) i UAM.
Początkowo pracował w Instytucie Filozofii UMK, następnie od 1989 do 1995 w Katedrze Socjologii UMK i od 1995 w Instytucie Socjologii UMK.
W 1985 doktorat z historii na UAM W Poznaniu.
Habilitacja na Wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego w 1997 roku. Rozprawa habilitacyjna (”Przemoc i poznanie: Studium z nie-klasycznej socjologii wiedzy”) poprzedzona była wieloletnimi zagraniczymi wyjazdami stypendialnymi.
Pełnił funkcję dyrektora Instytutu Socjologii UMK w latach 1998-2006. Był również członkiem Komitetu Naukoznawstwa Polskiej Akademii Nauk.
Był założycielem i pierwszym kierownikiem (od 2006 do września 2007) Podyplomowego Studium Socjologii Bezpieczeństwa Wewnętrznego przy Instytucie Socjologii UMK
Od lipca do listopada 2007 był głównym doradcą ds. bezpieczeństwa państwa premiera Jarosława Kaczyńskiego.
Od stycznia 2008 jest doradcą ds. bezpieczeńswa państwa Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.
Zainteresowania badawcze Andrzeja Zybertowicza dotyczą przede wszystkim socjologii wiedzy oraz “zakulisowych” wymiarów życia społecznego.
Komentuje w mediach wydarznia polityczne.
Obecnie w UMK na bezpłatnym urlopie naukowym.
Konferencja “Konflikt interesów w Europie Środkowo-Wschodniej”
4 maja 2010Zapraszam do udziału we współorganizowanej przeze mnie międzynarodowej konferencji poświęconej zjawisku konfliktu interesów w Europie Środkowo-Wschodniej, która odbędzie się 25-27 sierpnia 2010 w Instytucie Socjologii UMK w Toruniu. Konferencja adresowana jest nie tylko do osób ze środowiska akademickiego, do udziału serdecznie zapraszamy także przedstawicieli instytucji, organizacji i stowarzyszeń zajmujących się takimi zagadnieniami jak korupcja, lobbing, przestępczość gospodarcza, przejrzystość reguł demokracji, mechanizmy stanowienia prawa, sytuacja mediów. Spośród zaproszonych gości swój udział potwierdzili m.in.:
Prof. Janine Wedel, George Mason University , autorka książki Shadow Elite: How the World’s New Power Brokers Undermine Democracy, Government, and the Free Market (Basic Books, 2009)
Prof. György Schöpflin, deputowany do Parlamentu Europejskiego, były wykładowca University of London
Prof. Antoni Z. Kamiński, były prezes Transparency International Polska, współautor “Korupcji rządów: państwa pokomunistyczne wobec globalizacji”
Więcej informacji po kliknięciu na poniższy baner:
Kategorie: dla studentów, inne IPN - protest Polonii Kanadyjskiej
“Ogromny niepokój wśród kół kanadyjskiej Polonii wywołał uchwalony ostatnio przez
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej akt nowelizacji ustawy
o Instytucie Pamięci Narodowej (IPN) w Polsce”
- takie są pierwsze słowa listu Przedstawicieli Polonii Kanadyjskiej, którzy poparli protest
polskich kół naukowych przeciwko podpisaniu przez Bronisława Komorowskiego
nowelizacji ustawy o IPN.
Czy kandydat na Prezydenta RP mógł zachować się inaczej? Przecież poparciem obdarzył go
b. Prezydent Lech Wałęsa, któremu IPN poświęcił książkę SB a Lech Wałęsa,
autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka.
Kategorie: inne Polsko, mój Narodzie, jesteś!
15 kwietnia 2010
Kategorie: inne Zapraszam na spotkanie promocyjne najnowszego numeru pisma „Obywatel”
27 stycznia 2010W czwartek, 28 stycznia o godzinie 18.00, w sali nr I, Instytut Socjologii UMK, ul. Fosa Staromiejska 1a (w Toruniu, a jakże!), będzie dyskusja o najnowszym numerze pisma „Obywatel”. Tematem - zakulisowe wymiary życia społecznego. W trakcie debaty wraz ze współpracownikami, autorami tekstów opublikowanych w „Obywalelu”, czyli: dr Krzysztofem Pietrowiczem, dr Joanną Szalacha oraz Filipem Gołębiewskim, zastanowimy się nad wpływem nieformalnych grup interesu na Polskę w ciągu ostatnich dwudziestu lat.
Serdecznie zachęcam do lektury tekstów autorstwa moich współpracowników, zamieszczonych w „Obywatelu”, których lista znajduje się poniżej:
dr Joanna Szalacha - „O dobrym państwie (polskim)”
dr Joanna Szalacha - „Po stronie dobra wspólnego”
dr Krzysztof Pietrowicz - „20 afer gospodarczych na 20 lat III RP”
dr Piotr Stankiewicz - „Za kulisami nauki, czyli eksperci w służbie biznesu”
dr Daniel Wicenty - „Nie widząc, nie słysząc, nie mówiąc”
Filip A. Gołębiewski - „Media masowe jako panopticon: przypadek Polski”
Maciej Gurtowski - „Redukcja do tajności”
Jest też wywiad ze mną, który zatytułowano: „Sięgać tam, gdzie wzrok nie sięga”
Kategorie: inne Sukces fałszu
5 grudnia 2009W wywiadzie dla Naszego Dziennika poruszam problem zafałszowania życia publicznego, zafałszowania które przenika także do naszych indywidualnych świadomości. Sukcesy wyborcze Platformy Obywatelskiej współtworzą kłamstwa. Dwa przykłady. Pierwszy fałsz, to tezy o tworzącym się za rządu PiS państwie podsłuchów rzekomo łamiącym wszelkie demokratyczne standardy - ten fałsz pomógł partii Donalda Tuska wygrać wybory parlamentarne w 2007 roku. Fałsz drugi, informacja o rzekomej sprzedaży stoczni z tajemniczemu, rzekomo katarskiemu, inwestorowi - ta nieprawda dodała PO głosy w wyborach do parlamentu europejskiego w 2009 roku. Ci wyborcy, którzy dali się zwieść tym informacjom i zaufali PO, dziś mają prawo czuć się oszukani. Niewiele jednak osób jest w stanie przyznać się do tego, iż popełniło błąd wierząc w nadchodzącą nową jakość życia publicznego.
To prowadzi do kolejnego fałszu, tym razem na poziomie jednostkowym - do samookłamywania się. Efektem jest bierność społeczeństwa i jego elit wobec tak jawnych przykładów naruszania standardów demokracji jak afera hazardowa, podsłuchiwanie dziennikarzy przez tajną służbę, liczne konflikty interesów polityków rządzącej ekipy. Ciekawe, ile jeszcze afer trzeba będzie ujawnić, aby dyskurs publiczny został odkłamany i zrozumiano, że rządy PO nie są jedynym dopuszczalnym scenariuszem dla Polski.
Zachęcam też do porównania mojego spojrzenia na CBA z ujęciem Gromosława Czempińskiego. Oba teksty opublikowała Rzeczpospolita.
Kategorie: inne Samokontrola, samo-kontrola, samowola
11 listopada 2009Zdolność do samokontroli, jako cecha przypisywana jednostce, zwykle oceniana jest pozytywnie. Kojarzy się ze zdolnością do zdystansowanego osądu i opanowaniem. Traktujemy samokontrolę jako element dobrego wychowania.
Gdy jednak rozważamy problem samokontroli w złożonych systemach społecznych - takich jak instytucje i organizacje - rzecz się komplikuje. W takim kontekście samo-kontrola prowadzi często do samowoli. Samo-kontrola powoduje zastąpienie oficjalnych reguł i norm relacjami towarzyskimi. Wiedzieli o tym już Rzymianie (starożytni). Swą cywilizacyjną mądrość zawarli w klasycznej sentencji: Nemo iudex in causa sua (Nikt nie może być sędzią we własnej sprawie).
Tymczasem Platforma Obywatelska pomysł samo-kontroli chętnie rozprzestrzenia na instytucje naszego państwa. Rozdział funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości podda prokuraturę samo-kontroli. Stało się tak mimo przestróg licznych komentatorów. Niedawna publikacja „Rzeczpospolitej” ujawniająca układ między prokuratorami, biznesmenami i przestępcami pokazuje, że obawy nie były bezzasadne. Samo-kontrola trafiła również do domeny tajnych służb. To tylko za rządów PO sejmową komisją ds. służb nie kieruje poseł z opozycji. W ramach tej samej filozofii samo-kontroli szefem CBA przestał być Mariusz Kamiński.
Kolejne osiągnięcie w dziedzinie samo-kontroli to powołanie komisji śledczej, w której główne skrzypce grają posłowie PO. Jak będą dociekać prawdy w sprawie, przez którą stanowisko stracił Grzegorz Schetyna? Wiara w to byłaby nieracjonalna -stanowiłaby odrzucenie całej tradycji prawa rzymskiego. Zresztą któż rozsądny chciałby podpaść szefowi własnego klubu?
W tych wszystkich przypadkach samo-kontrola nie sprzyja zdystansowanemu osądowi.
Po odrzuceniu tej zasady prawa rzymskiego, z której wypływa pluralizm kultury Zachodu, dalszych cywilizacyjnych reform partia Donalda Tuska nie musi już dokonywać. Samo-kontrola wystarczy.
Kategorie: inne Ugoda sądowa z Zygmuntem Solorzem-Żakiem
28 października 2009W dniu dzisiejszym przed Sądem Okręgowym w Toruniu w procesie, który wytoczył mi Zygmunt Solorz-Żak (szczegóły procesu tutaj) została zawarta ugoda o następującej treści:
“1. Ja, Andrzej Zybertowicz, przepraszam Pana Zygmunta Solorza-Żaka za to, że w programie ‘Misja Specjalna’, wyemitowanym w programie 1 TVP w dniu 16 listopada 2006 roku, wyraziłem nie mające potwierdzenia stwierdzenie, że Pan Zygmunt Solorz-Żak współpracował ze służbami wojskowymi, że dzięki tej współpracy osiągnął korzyści finansowe i wsparcie w działalności gospodarczej, w tym koncesję dla TV Polsat i kredyt z FOZZ. Wyrażam ubolewanie z powodu naruszenia dóbr osobistych Pana Zygmunta Solorza-Żaka.
2. Zygmunt Solorz-Żak oświadcza, iż przyjmuje przeprosiny Pana Andrzeja Zybertowicza”.
W wyniku ugody powód Z. Solorz-Żak zrezygnował z wszystkich pozostałych roszczeń, w tym dotyczących kosztów procesu.
Mój komentarz: ta ugoda jest kompromisem. To w jakim zakresie poczyniła go każda ze stron, można zobaczyć, porównując dwa dokumenty dostępne na mej stronie domowej. Pełny tekst pozwu jest tutaj, a pełny tekst mojej odpowiedzi na pozew można uzyskać tutaj. Moja analiza badawcza sieci biznesowej Solorza znajduje się tutaj.
Kategorie: inne Zapraszam na spotkanie z oksfordzkimi socjologami
25 października 2009We wtorek, 27 października o godzinie 12.00, w sali nr I, Instytut Socjologii UMK, ul. Fosa Staromiejska 1a odbędzie się, prowadzone przeze mnie, spotkanie z dwoma wybitnymi socjologami - Diego Gambettą i Federico Varese.
Prof. Diego Gambetta jest autorem wydanej przez Oficynę Naukową książki “Mafia Sycylijska”. W Nuffield College University of Oxford zajmuje się problemami przestępczości zorganizowanej, komunikacji i zaufania oraz zastosowaniem teorii ekonomicznych i teorii racjonalnego wyboru w naukach społecznych.
Prof. Federico Varese, kryminolog z Linacre College oraz Centre for Criminology, University of Oxford prowadzi analizy sieciowe grup przestępczych, bada zagadnienie mafii, korupcji i
dynamiki zachowań altruistycznych. W trakcie spotkania porozmawiamy o jego książce “Mafia Rosyjska”.
W księgarniach - nie tylko toruńskich - książki jeszcze do nabycia; także przez Internet - Gambetta - tutaj, a Varese tutaj.
Komentarz do książki “Mafia Sycylijska” przygotują dr Joanna Szalacha (WSB w Toruniu) i dr Stanisław Burdziej (UW-M w Olsztynie). Komentarz do książki “Mafia Rosyjska” zaprezentują Maciej Gurtowski i Jakub Zieliński (doktoranci ZIG IS UMK)
Autografy autorów - do zdobycia na spotkaniu w Instytucie Socjologii UMK.
Wymiana myśli z autorami i komentatorami - miło słuchana!
Serdecznie zapraszam wszystkich zainteresowanych.
Kategorie: inne Do pilnowania tajnych służb potrzeba Herkulesa
21 października 2009W wywiadzie udzielonym dziennikowi Polska The Times analizuję obecną sytuację w tajnych służbach. Nie tylko obecne, ujawnione przez media, patologie są powodem do obaw. Głównym problemem jest korzystny dla osób nie działających zgodnie z interesem narodowym - brak skutecznej, demokratycznej kontroli nad służbami. Wypowiedzi obecnego premiera wskazują, że rozumie on powagę sytuacji, lecz z wielu przyczyn (jak się zdaje, po części charakterologicznych, po części strukturalnych) powstrzyma się od działania. W tekście sygnalnie proponuję trzyelementowy nadzor nad służbami, bez którego wszelkie odwołania szefów i rzekome audyty to tylko zamiatanie pod dywan. Taka reforma jednak wymagałaby woli politycznej, której brak.
Z kolei w Fakcie dopowiadam: “To nie CBA jest problemem, lecz system”
Kategorie: inne Zaproszenie do Kanady
19 października 2009Ottawa, poniedziałek, 19 października 2009, godz. 19
Wykład „Strukturalny konflikt interesów jako fundament III RP”. Zaprasza Polski Instytut Naukowy w Kanadzie i Biblioteka Polska, Oddział Ottawski.
Miejsce: Audytorium (sala 203), II piętro, gmach główny, Saint Paul University, 223 Main Street, Ottawa. Wstęp wolny i bezpłatny parking. Po wykładzie i dyskusji skromny poczęstunek. Szczegóły tutaj.
Ottawa, wtorek, 20 października 2009, godz. 11
Wykład i rozmowa na temat: „Hidden Actors of the Post-communist Transformation and Paradoxes of Ignorance”. Zaprasza The Department of History of the University of Ottawa and the Polish Institute of Arts and Sciences Ottawa Branch.
Miejsce: University of Ottawa, Arts 509 70 Laurier East, 5th floor. Szczegóły tutaj.
Montreal, czwartek, 22 października 2009, godz. 9
Wykład “A Structural Conflict of Interests as the Foundation of the Post-Communist Poland” wygłoszę na konferencji “From Totalitarianism to Democracy: Twisted and Unfinished Road. On the 20th Anniversary of the Fall of Communism in Eastern Europe” zorganizowanej w McGill University. Pełny program konferencji tutaj.
Nasz Dziennik, 2010-06-18
Z Andrzejem Zybertowiczem, socjologiem, byłym doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego ds. bezpieczeństwa państwa, profesorem w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, rozmawia Mariusz Bober
Rok temu powiedział Pan w jednym z wywiadów, że "jeżeli skala kryzysu będzie wymagała (...) wprowadzenia w życie trudnych decyzji instytucjonalnych, to Platforma Obywatelska okaże się do nich niezdolna". Po katastrofie pod Katyniem i klęsce powodzi obserwujemy inercję władz na niespotykaną skalę.
- Zauważmy, że wcale nie spotkały nas wszystkie możliwe kryzysy. Można sobie wyobrazić jeszcze gorsze: wojnę, epidemie czy też kryzys finansowy na skalę większą niż wielka depresja z 1929 roku. Katastrofa smoleńska pokazała, że powinny być zmienione procedury bezpieczeństwa lotów najważniejszych osób w państwie. Ale brak takich procedur nie wywołuje od razu żadnych widocznych skutków. A uporządkowanie tej sprawy nie wymusza reform w innych obszarach funkcjonowania państwa, które również wymagają zmian.
Katastrofa smoleńska ujawniła niewydolność państwa polskiego, i to na wielu płaszczyznach...
- Dla mnie, jako badacza faktycznych reguł gry w społeczeństwie, było to oczywiste co najmniej od połowy lat 90. ubiegłego wieku. W 2004 r. podczas ogólnopolskiego zjazdu socjologicznego omawiałem zjawisko diagnozy bez konsekwencji, dostrzeżone zresztą także przez osoby dalekie od myślenia niepodległościowego. Zjawisko to polega na tym, że chociaż poważne niesprawności w funkcjonowaniu państwa są dostrzegane i zdiagnozowane, to potrzebne rozwiązania nie są wprowadzane w życie. Wiemy o niesprawności służby zdrowia, sądownictwa, mediów publicznych, tajnych służb, ale państwo nie ma zdolności uporania się z tymi problemami.
PO przez ostatnie lata sprawiała wrażenie, że ma monopol na modernizację państwa...
- Platforma w ostatnich latach miała wyniki w wywoływaniu wrażeń, tylko co zreformowała? Państwo może być naprawiane na trzy sposoby: albo samo jest w stanie dokonać niezbędnych zmian, albo naprawa jest wymuszana oddolnie - przez społeczeństwo; może to być też dokonywane poprzez mechanizmy postkolonialne - a więc jakieś inne państwo lub międzynarodowe korporacje wymuszają modernizację. Ale wówczas dokonywane są tylko takie zmiany, które są potrzebne obcym podmiotom do tego, by płynnie mogły prowadzić swoje interesy. Problem polega na tym, że w Polsce, mimo że mamy demokrację, czyli system pozwalający na samoregulację, państwo jest nieprzejrzyste samo dla siebie. Rządy PO raczej pogorszyły sytuację, ponieważ wielu jej polityków działa w sytuacji konfliktu interesów, co sprawia, że nie mają dostatecznie silnych motywacji, by wprowadzać reformy.
Jarosław Kaczyński apelujący do PO o współdziałanie w reformowaniu państwa spotka się więc z murem?
- Jarosław Kaczyński wyciągnął wniosek, że musimy zbudować w Polsce nowy typ porozumienia politycznego. Najwyraźniej uznał, że jeśli dwa główne ugrupowania postsolidarnościowe będą nadal prowadziły ze sobą ostrą walkę, to państwo polskie nie osiągnie zdolności do samonaprawy. Kaczyński przemyślał swoją rolę w polskiej polityce i - być może - rozstał się ze złudzeniem, że jest w stanie zbudować formację, która sama będzie w stanie wziąć odpowiedzialność za dopasowanie Polski do wyzwań współczesności w taki sposób, by nie zagubić naszej tradycji. Prezes PiS zrozumiał też, że Polacy są mocno podzieleni i budując przyszłość, trzeba, by różne środowiska polityczne znalazły minimum porozumienia. Stąd dzisiejszy język prezesa PiS. To nie jest efekt tylko tego wstrząsu, jakim była dla niego śmierć brata i wielu bliskich, utalentowanych współpracowników w katastrofie smoleńskiej. To także rezultat wcześniejszych przemyśleń. Tymczasem Donald Tusk jakby wszedł w mentalność "starego" Jarosława Kaczyńskiego: pielęgnuje złudzenie, że jest w stanie uzyskać pełną kontrolę nad państwem i je reformować - gdy tylko w Pałacu Prezydenckim usadowi niezbyt "lotnego", za to zależnego od siebie polityka.
Ale przez ponad 2,5 roku rządów Donald Tusk nie pokazał, że ma zdolność reformowania kraju...
- To, co robi prezes Jarosław Kaczyński, jest sygnałem zarówno dla PO, jak i dla wyborców. Sygnał dla Platformy jest następujący: wyciągnijcie wniosek, który ja wyciągnąłem; jeśli macie ambicje przejęcia pakietu kontrolnego nad państwem, to uznajcie, że w dzisiejszym dynamicznym świecie to jest nieskuteczne. Jeśli wyborcy dadzą Bronisławowi Komorowskiemu prezydenturę, to chociaż Donald Tusk może zyska złudzenie kontroli nad państwem, to reformy nadal nie będą przeprowadzane. Wyborcom Kaczyński mówi: głos na mnie to szansa na prawdziwy, kreatywny pluralizm w Polsce i odblokowanie potencjału rozwojowego.
Do niedawna PO usprawiedliwiała swoją bezczynność rzekomym blokowaniem reform państwa przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego...
- Zaprzecza temu usprawiedliwieniu przykład mediów publicznych, które niewątpliwie wymagają reformy. Nie została ona należycie przeprowadzona w okresie rządów PiS. Gdyby Platforma naprawdę chciała je uspołecznić, postarałaby się o minimalne porozumienie w tej sprawie wszystkich sił politycznych. Zaproponowałaby PiS lub śp. prezydentowi Kaczyńskiemu opracowanie wspólnego projektu. Ale PO nie dotrzymała nawet umowy z SLD, przy poparciu którego mogła przecież odrzucić weto prezydenckie. Sytuacja ta pokazuje, że oskarżanie śp. Lecha Kaczyńskiego o blokowanie zmian jest nieuczciwe. To wymówka, bo albo PO nie ma woli do przeprowadzenia reform, bo jest uwikłana w jakieś ciche zależności z grupami interesów, albo jest niesprawna organizacyjnie. A może jedno i drugie.
Jak PO wykorzystuje pełnię władzy, którą de facto obecnie sprawuje?
- Na razie Platforma zajmuje się tym, co wcześniej krytykowała u PiS, czyli przejmowaniem kontroli nad kolejnymi instytucjami państwa. Osłabia IPN, dogaduje się z Aleksandrem Kwaśniewskim, by osadzić na stanowisku prezesa Narodowego Banku Polskiego Marka Belkę, czy z innymi środowiskami, by obsadzić urząd Rzecznika Praw Obywatelskich. Gdyby PO rzeczywiście była partią obywatelską, zaczekałaby z tymi zmianami do wyborów prezydenckich, czyli do stabilnej sytuacji politycznej. Zastanawiam się w tym kontekście nad mentalnością Bronisława Komorowskiego. Ostatnio gra z Kwaśniewskim i ludźmi Wojskowych Służb Informacyjnych, a poparcie dla niego deklarują tacy ludzie jak gen. Marek Dukaczewski [były szef WSI - przyp. red.] czy Włodzimierz Cimoszewicz.
...który zachęcał, byśmy przyłączyli się do rosyjsko-niemieckiego projektu Gazociągu Północnego.
- Wypowiedział się tym samym przeciwko naszemu interesowi narodowemu. Gdy słucham reklam wyborczych Bronisława Komorowskiego, w których mówi, że całe życie służył Narodowi, odnoszę wrażenie, że został on wpuszczony przez Donalda Tuska w pogoń za władzą, w której kompletnie się pogubił. Nawet jeśli Komorowski zyska splendory Pałacu Prezydenckiego, to będzie tak uzależniony od różnych środowisk, że nie będzie zdolny do myślenia w kategoriach interesu narodowego.
Od kogo może być najbardziej uzależniony?
- Mam na myśli głównie grupy biznesowe powiązane ze środowiskiem WSI, podobnie jak niektóre grupy medialne. Jeśli dzięki ich poparciu Komorowski wygra wybory, będzie miał ręce związane zarówno przez nich, jak i przez Donalda Tuska. Jeśli marszałek Sejmu opowiada bzdury na temat metod wydobycia gazu łupkowego, to zastanawiam się, kto mu je wkłada do głowy? Czy nie właśnie część środowiska WSI od lat związana z Moskwą? To Moskwa ma interes w tym, żeby Gazprom zarabiał w Polsce, a nie Polacy na wydobyciu gazu.
Co nas czeka, gdyby PO przypieczętowała swoją władzę wygraną Bronisława Komorowskiego?
- Jego ewentualna wygrana niewielką przewagą i obecna kampania, która odblokowała potencjał PiS, otworzy dla tej partii drogę do wygrania wyborów samorządowych i parlamentarnych i rozpoczęcia rzeczywistych reform w kraju. Ale uwaga: to zależy od tego, czy środowiska niepodległościowe nie wpadną w defetyzm. Przecież już dziś widać, iż odnieśliśmy wielki sukces: tylu Polaków podniosło głowę, przestało się wstydzić swojego patriotyzmu. Zobaczyliśmy, jak dla wielu rodaków ważne są symbole naszej państwowości, niepodległości i dumy. PiS już odzyskało potencjał koalicyjny, którego starano się go pozbawić przez ostanie 3 lata.
Przed wyborami... (2010-06-16)
Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: prof. dr hab. Andrzej Zybertowicz- socjolog z UMK, doradca prezydenta RP ds. bezpieczeństwa państwa
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=21904
Andrzej Janusz Zybertowicz, ur. 30 września 1954 w Bydgoszczy, polski socjolog, doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
W latach 1973-1977 studiował historię na UMK (tu na specjalizacji archiwistyka) i UAM.
Początkowo pracował w Instytucie Filozofii UMK, następnie od 1989 do 1995 w Katedrze Socjologii UMK i od 1995 w Instytucie Socjologii UMK.
W 1985 doktorat z historii na UAM W Poznaniu.
Habilitacja na Wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego w 1997 roku. Rozprawa habilitacyjna (”Przemoc i poznanie: Studium z nie-klasycznej socjologii wiedzy”) poprzedzona była wieloletnimi zagraniczymi wyjazdami stypendialnymi.
Pełnił funkcję dyrektora Instytutu Socjologii UMK w latach 1998-2006. Był również członkiem Komitetu Naukoznawstwa Polskiej Akademii Nauk.
Był założycielem i pierwszym kierownikiem (od 2006 do września 2007) Podyplomowego Studium Socjologii Bezpieczeństwa Wewnętrznego przy Instytucie Socjologii UMK
Od lipca do listopada 2007 był głównym doradcą ds. bezpieczeństwa państwa premiera Jarosława Kaczyńskiego.
Od stycznia 2008 jest doradcą ds. bezpieczeńswa państwa Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.
Zainteresowania badawcze Andrzeja Zybertowicza dotyczą przede wszystkim socjologii wiedzy oraz “zakulisowych” wymiarów życia społecznego.
Komentuje w mediach wydarznia polityczne.
Obecnie w UMK na bezpłatnym urlopie naukowym.
Konferencja “Konflikt interesów w Europie Środkowo-Wschodniej”
4 maja 2010Zapraszam do udziału we współorganizowanej przeze mnie międzynarodowej konferencji poświęconej zjawisku konfliktu interesów w Europie Środkowo-Wschodniej, która odbędzie się 25-27 sierpnia 2010 w Instytucie Socjologii UMK w Toruniu. Konferencja adresowana jest nie tylko do osób ze środowiska akademickiego, do udziału serdecznie zapraszamy także przedstawicieli instytucji, organizacji i stowarzyszeń zajmujących się takimi zagadnieniami jak korupcja, lobbing, przestępczość gospodarcza, przejrzystość reguł demokracji, mechanizmy stanowienia prawa, sytuacja mediów. Spośród zaproszonych gości swój udział potwierdzili m.in.:
Prof. Janine Wedel, George Mason University , autorka książki Shadow Elite: How the World’s New Power Brokers Undermine Democracy, Government, and the Free Market (Basic Books, 2009)
Prof. György Schöpflin, deputowany do Parlamentu Europejskiego, były wykładowca University of London
Prof. Antoni Z. Kamiński, były prezes Transparency International Polska, współautor “Korupcji rządów: państwa pokomunistyczne wobec globalizacji”
Więcej informacji po kliknięciu na poniższy baner:
Kategorie: dla studentów, inne IPN - protest Polonii Kanadyjskiej
“Ogromny niepokój wśród kół kanadyjskiej Polonii wywołał uchwalony ostatnio przez
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej akt nowelizacji ustawy
o Instytucie Pamięci Narodowej (IPN) w Polsce”
- takie są pierwsze słowa listu Przedstawicieli Polonii Kanadyjskiej, którzy poparli protest
polskich kół naukowych przeciwko podpisaniu przez Bronisława Komorowskiego
nowelizacji ustawy o IPN.
Czy kandydat na Prezydenta RP mógł zachować się inaczej? Przecież poparciem obdarzył go
b. Prezydent Lech Wałęsa, któremu IPN poświęcił książkę SB a Lech Wałęsa,
autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka.
Kategorie: inne Polsko, mój Narodzie, jesteś!
15 kwietnia 2010
Kategorie: inne Zapraszam na spotkanie promocyjne najnowszego numeru pisma „Obywatel”
27 stycznia 2010W czwartek, 28 stycznia o godzinie 18.00, w sali nr I, Instytut Socjologii UMK, ul. Fosa Staromiejska 1a (w Toruniu, a jakże!), będzie dyskusja o najnowszym numerze pisma „Obywatel”. Tematem - zakulisowe wymiary życia społecznego. W trakcie debaty wraz ze współpracownikami, autorami tekstów opublikowanych w „Obywalelu”, czyli: dr Krzysztofem Pietrowiczem, dr Joanną Szalacha oraz Filipem Gołębiewskim, zastanowimy się nad wpływem nieformalnych grup interesu na Polskę w ciągu ostatnich dwudziestu lat.
Serdecznie zachęcam do lektury tekstów autorstwa moich współpracowników, zamieszczonych w „Obywatelu”, których lista znajduje się poniżej:
dr Joanna Szalacha - „O dobrym państwie (polskim)”
dr Joanna Szalacha - „Po stronie dobra wspólnego”
dr Krzysztof Pietrowicz - „20 afer gospodarczych na 20 lat III RP”
dr Piotr Stankiewicz - „Za kulisami nauki, czyli eksperci w służbie biznesu”
dr Daniel Wicenty - „Nie widząc, nie słysząc, nie mówiąc”
Filip A. Gołębiewski - „Media masowe jako panopticon: przypadek Polski”
Maciej Gurtowski - „Redukcja do tajności”
Jest też wywiad ze mną, który zatytułowano: „Sięgać tam, gdzie wzrok nie sięga”
Kategorie: inne Sukces fałszu
5 grudnia 2009W wywiadzie dla Naszego Dziennika poruszam problem zafałszowania życia publicznego, zafałszowania które przenika także do naszych indywidualnych świadomości. Sukcesy wyborcze Platformy Obywatelskiej współtworzą kłamstwa. Dwa przykłady. Pierwszy fałsz, to tezy o tworzącym się za rządu PiS państwie podsłuchów rzekomo łamiącym wszelkie demokratyczne standardy - ten fałsz pomógł partii Donalda Tuska wygrać wybory parlamentarne w 2007 roku. Fałsz drugi, informacja o rzekomej sprzedaży stoczni z tajemniczemu, rzekomo katarskiemu, inwestorowi - ta nieprawda dodała PO głosy w wyborach do parlamentu europejskiego w 2009 roku. Ci wyborcy, którzy dali się zwieść tym informacjom i zaufali PO, dziś mają prawo czuć się oszukani. Niewiele jednak osób jest w stanie przyznać się do tego, iż popełniło błąd wierząc w nadchodzącą nową jakość życia publicznego.
To prowadzi do kolejnego fałszu, tym razem na poziomie jednostkowym - do samookłamywania się. Efektem jest bierność społeczeństwa i jego elit wobec tak jawnych przykładów naruszania standardów demokracji jak afera hazardowa, podsłuchiwanie dziennikarzy przez tajną służbę, liczne konflikty interesów polityków rządzącej ekipy. Ciekawe, ile jeszcze afer trzeba będzie ujawnić, aby dyskurs publiczny został odkłamany i zrozumiano, że rządy PO nie są jedynym dopuszczalnym scenariuszem dla Polski.
Zachęcam też do porównania mojego spojrzenia na CBA z ujęciem Gromosława Czempińskiego. Oba teksty opublikowała Rzeczpospolita.
Kategorie: inne Samokontrola, samo-kontrola, samowola
11 listopada 2009Zdolność do samokontroli, jako cecha przypisywana jednostce, zwykle oceniana jest pozytywnie. Kojarzy się ze zdolnością do zdystansowanego osądu i opanowaniem. Traktujemy samokontrolę jako element dobrego wychowania.
Gdy jednak rozważamy problem samokontroli w złożonych systemach społecznych - takich jak instytucje i organizacje - rzecz się komplikuje. W takim kontekście samo-kontrola prowadzi często do samowoli. Samo-kontrola powoduje zastąpienie oficjalnych reguł i norm relacjami towarzyskimi. Wiedzieli o tym już Rzymianie (starożytni). Swą cywilizacyjną mądrość zawarli w klasycznej sentencji: Nemo iudex in causa sua (Nikt nie może być sędzią we własnej sprawie).
Tymczasem Platforma Obywatelska pomysł samo-kontroli chętnie rozprzestrzenia na instytucje naszego państwa. Rozdział funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości podda prokuraturę samo-kontroli. Stało się tak mimo przestróg licznych komentatorów. Niedawna publikacja „Rzeczpospolitej” ujawniająca układ między prokuratorami, biznesmenami i przestępcami pokazuje, że obawy nie były bezzasadne. Samo-kontrola trafiła również do domeny tajnych służb. To tylko za rządów PO sejmową komisją ds. służb nie kieruje poseł z opozycji. W ramach tej samej filozofii samo-kontroli szefem CBA przestał być Mariusz Kamiński.
Kolejne osiągnięcie w dziedzinie samo-kontroli to powołanie komisji śledczej, w której główne skrzypce grają posłowie PO. Jak będą dociekać prawdy w sprawie, przez którą stanowisko stracił Grzegorz Schetyna? Wiara w to byłaby nieracjonalna -stanowiłaby odrzucenie całej tradycji prawa rzymskiego. Zresztą któż rozsądny chciałby podpaść szefowi własnego klubu?
W tych wszystkich przypadkach samo-kontrola nie sprzyja zdystansowanemu osądowi.
Po odrzuceniu tej zasady prawa rzymskiego, z której wypływa pluralizm kultury Zachodu, dalszych cywilizacyjnych reform partia Donalda Tuska nie musi już dokonywać. Samo-kontrola wystarczy.
Kategorie: inne Ugoda sądowa z Zygmuntem Solorzem-Żakiem
28 października 2009W dniu dzisiejszym przed Sądem Okręgowym w Toruniu w procesie, który wytoczył mi Zygmunt Solorz-Żak (szczegóły procesu tutaj) została zawarta ugoda o następującej treści:
“1. Ja, Andrzej Zybertowicz, przepraszam Pana Zygmunta Solorza-Żaka za to, że w programie ‘Misja Specjalna’, wyemitowanym w programie 1 TVP w dniu 16 listopada 2006 roku, wyraziłem nie mające potwierdzenia stwierdzenie, że Pan Zygmunt Solorz-Żak współpracował ze służbami wojskowymi, że dzięki tej współpracy osiągnął korzyści finansowe i wsparcie w działalności gospodarczej, w tym koncesję dla TV Polsat i kredyt z FOZZ. Wyrażam ubolewanie z powodu naruszenia dóbr osobistych Pana Zygmunta Solorza-Żaka.
2. Zygmunt Solorz-Żak oświadcza, iż przyjmuje przeprosiny Pana Andrzeja Zybertowicza”.
W wyniku ugody powód Z. Solorz-Żak zrezygnował z wszystkich pozostałych roszczeń, w tym dotyczących kosztów procesu.
Mój komentarz: ta ugoda jest kompromisem. To w jakim zakresie poczyniła go każda ze stron, można zobaczyć, porównując dwa dokumenty dostępne na mej stronie domowej. Pełny tekst pozwu jest tutaj, a pełny tekst mojej odpowiedzi na pozew można uzyskać tutaj. Moja analiza badawcza sieci biznesowej Solorza znajduje się tutaj.
Kategorie: inne Zapraszam na spotkanie z oksfordzkimi socjologami
25 października 2009We wtorek, 27 października o godzinie 12.00, w sali nr I, Instytut Socjologii UMK, ul. Fosa Staromiejska 1a odbędzie się, prowadzone przeze mnie, spotkanie z dwoma wybitnymi socjologami - Diego Gambettą i Federico Varese.
Prof. Diego Gambetta jest autorem wydanej przez Oficynę Naukową książki “Mafia Sycylijska”. W Nuffield College University of Oxford zajmuje się problemami przestępczości zorganizowanej, komunikacji i zaufania oraz zastosowaniem teorii ekonomicznych i teorii racjonalnego wyboru w naukach społecznych.
Prof. Federico Varese, kryminolog z Linacre College oraz Centre for Criminology, University of Oxford prowadzi analizy sieciowe grup przestępczych, bada zagadnienie mafii, korupcji i
dynamiki zachowań altruistycznych. W trakcie spotkania porozmawiamy o jego książce “Mafia Rosyjska”.
W księgarniach - nie tylko toruńskich - książki jeszcze do nabycia; także przez Internet - Gambetta - tutaj, a Varese tutaj.
Komentarz do książki “Mafia Sycylijska” przygotują dr Joanna Szalacha (WSB w Toruniu) i dr Stanisław Burdziej (UW-M w Olsztynie). Komentarz do książki “Mafia Rosyjska” zaprezentują Maciej Gurtowski i Jakub Zieliński (doktoranci ZIG IS UMK)
Autografy autorów - do zdobycia na spotkaniu w Instytucie Socjologii UMK.
Wymiana myśli z autorami i komentatorami - miło słuchana!
Serdecznie zapraszam wszystkich zainteresowanych.
Kategorie: inne Do pilnowania tajnych służb potrzeba Herkulesa
21 października 2009W wywiadzie udzielonym dziennikowi Polska The Times analizuję obecną sytuację w tajnych służbach. Nie tylko obecne, ujawnione przez media, patologie są powodem do obaw. Głównym problemem jest korzystny dla osób nie działających zgodnie z interesem narodowym - brak skutecznej, demokratycznej kontroli nad służbami. Wypowiedzi obecnego premiera wskazują, że rozumie on powagę sytuacji, lecz z wielu przyczyn (jak się zdaje, po części charakterologicznych, po części strukturalnych) powstrzyma się od działania. W tekście sygnalnie proponuję trzyelementowy nadzor nad służbami, bez którego wszelkie odwołania szefów i rzekome audyty to tylko zamiatanie pod dywan. Taka reforma jednak wymagałaby woli politycznej, której brak.
Z kolei w Fakcie dopowiadam: “To nie CBA jest problemem, lecz system”
Kategorie: inne Zaproszenie do Kanady
19 października 2009Ottawa, poniedziałek, 19 października 2009, godz. 19
Wykład „Strukturalny konflikt interesów jako fundament III RP”. Zaprasza Polski Instytut Naukowy w Kanadzie i Biblioteka Polska, Oddział Ottawski.
Miejsce: Audytorium (sala 203), II piętro, gmach główny, Saint Paul University, 223 Main Street, Ottawa. Wstęp wolny i bezpłatny parking. Po wykładzie i dyskusji skromny poczęstunek. Szczegóły tutaj.
Ottawa, wtorek, 20 października 2009, godz. 11
Wykład i rozmowa na temat: „Hidden Actors of the Post-communist Transformation and Paradoxes of Ignorance”. Zaprasza The Department of History of the University of Ottawa and the Polish Institute of Arts and Sciences Ottawa Branch.
Miejsce: University of Ottawa, Arts 509 70 Laurier East, 5th floor. Szczegóły tutaj.
Montreal, czwartek, 22 października 2009, godz. 9
Wykład “A Structural Conflict of Interests as the Foundation of the Post-Communist Poland” wygłoszę na konferencji “From Totalitarianism to Democracy: Twisted and Unfinished Road. On the 20th Anniversary of the Fall of Communism in Eastern Europe” zorganizowanej w McGill University. Pełny program konferencji tutaj.
Tuesday, June 15, 2010
Informacja Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 23 kwietnia 2010 r. o warunkach udziału w głosowaniu w obwodach głosowania utworzonych za granicą i na polskich statkach morskich, w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, zarządzonych na dzień 20 czerwca 2010 r.
Informacja Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 23 kwietnia 2010 r. o warunkach udziału w głosowaniu w obwodach głosowania utworzonych za granicą i na polskich statkach morskich, w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, zarządzonych na dzień 20 czerwca 2010 r.
ZPOW-603-15/10
Warszawa, dnia 23 kwietnia 2010 r.
PAŃSTWOWA
KOMISJA WYBORCZA
ZPOW-603-15/10
Informacja
o warunkach udziału w głosowaniu w obwodach głosowania utworzonych za granicą i na polskich statkach morskich, w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, zarządzonych na dzień 20 czerwca 2010 r.
Państwowa Komisja Wyborcza, w związku z wyborami Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, zarządzonymi na dzień 20 czerwca 2010 r., przypomina o warunkach udziału w głosowaniu w obwodach głosowania utworzonych za granicą i na polskich statkach morskich.
Zasady udziału w głosowaniu w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, w tym obwodach głosowania utworzonych za granicą i na polskich statkach morskich, określone są ustawą z dnia 27 września 1990 r. o wyborze Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej (Dz. U. z 2000 r. Nr 47, poz. 544, z późn. zm.)
Prawo udziału w głosowaniu (prawo wybierania) w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej ma obywatel polski, który:
•najpóźniej w dniu głosowania kończy 18 lat,
•nie został pozbawiony praw publicznych prawomocnym orzeczeniem sądu,
•nie został ubezwłasnowolniony prawomocnym orzeczeniem sądu,
•nie został pozbawiony praw wyborczych prawomocnym orzeczeniem Trybunału Stanu.
Wyborca jest wpisywany do spisu wyborców. Można być wpisanym tylko do jednego spisu.
Spisy wyborców sporządzają za granicą konsulowie, a na statkach - kapitanowie statków.
I. Głosowanie za granicą.
Głosowanie na podstawie wniosku o wpisanie do spisu wyborców.
Wyborca stale zamieszkały za granicą oraz wyborca stale zamieszkały w Polsce, a przebywający czasowo za granicą w celu wzięcia udziału w głosowaniu powinien złożyć do właściwego konsula wniosek o wpisanie do spisu wyborców w obwodzie utworzonym za granicą.
Wniosek o wpisanie do spisu wyborców w obwodzie utworzonym za granicą składa się ustnie, pisemnie, telefonicznie, telegraficznie, telefaksem lub pocztą elektroniczną. We wniosku podaje się:
•nazwisko i imiona,
•imię ojca,
•datę urodzenia,
•adres zamieszkania wyborcy w kraju (w odniesieniu do osób przebywających czasowo za granicą) lub adres zamieszkania wyborcy za granicą (w odniesieniu do osób zamieszkałych za granicą),
•numer ważnego polskiego paszportu, miejsce i datę jego wydania.
W państwach, w których dowód osobisty jest wystarczającym dokumentem do przekroczenia granicy, w miejsce numeru ważnego polskiego paszportu można podać numer ważnego dowodu osobistego.
Wniosek o wpisanie do spisu wyborców w obwodzie utworzonym za granicą składa się najpóźniej w 3. dniu przed dniem wyborów, tj. do dnia 17 czerwca 2010 r.
UWAGA!!!
Osoby wpisane do spisu wyborców w obwodzie głosowania utworzonym za granicą będą ujęte w tym spisie wyborców również w przypadku przeprowadzania ponownego głosowania (tzw. II tury wyborów). Wzięcie udziału w głosowaniu w innym obwodzie, w tym również w miejscu stałego zamieszkania będzie możliwe wyłącznie po otrzymaniu od konsula zaświadczenia o prawie do głosowania.
Obwody głosowania za granicą tworzy Minister Spraw Zagranicznych w drodze rozporządzenia, które jest ogłaszane w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej. Wykaz tych obwodów głosowania będzie dostępny we wszystkich polskich placówkach konsularnych, delegaturach Krajowego Biura Wyborczego oraz na stronie internetowej Państwowej Komisji Wyborczej www.pkw.gov.pl.
Głosowanie na podstawie zaświadczenia o prawie do głosowania.
•Wyborca stale zamieszkały w kraju zamierzający głosować za granicą może otrzymać zaświadczenie o prawie do głosowania. Z zaświadczeniem takim można głosować w dowolnym obwodzie głosowania w kraju, za granicą lub na polskim statku morskim.
Wniosek o wydanie zaświadczenia o prawie do głosowania składa się w urzędzie gminy, w której wyborca będzie ujęty w spisie wyborców, najpóźniej w 2. dniu przed dniem wyborów, tj. do dnia 18 czerwca 2010 r.
Wyborca otrzyma zaświadczenie o prawie do głosowania w dniu pierwszego głosowania oraz o prawie do głosowania w dniu ponownego głosowania.
W przypadku przeprowadzania ponownego głosowania wyborca zmieniający miejsce pobytu po dniu pierwszego głosowania, a przed ponownym głosowaniem, może otrzymać zaświadczenie o prawie do głosowania w dniu ponownego głosowania. Wniosek o wydanie takiego zaświadczenia składa się po dniu pierwszego głosowania w urzędzie gminy, w której wyborca jest ujęty w spisie wyborców, nie później jednak niż w 2. dniu przed dniem ponownego głosowania, tj. do dnia 2 lipca 2010 r.
Wyborca, któremu wydano zaświadczenie o prawie do głosowania zostanie z urzędu skreślony ze spisu wyborców w miejscu stałego zamieszkania.
W przypadku utraty zaświadczenia o prawie do głosowania, niezależnie od przyczyny, nie będzie możliwe otrzymanie kolejnego zaświadczenia, ani wzięcie udziału w głosowaniu w obwodzie właściwym dla w miejsca zamieszkania.
•Wyborca, który został wpisany przez konsula do spisu wyborców, może otrzymać zaświadczenie o prawie do głosowania. Z zaświadczeniem takim można głosować w dowolnym obwodzie głosowania w kraju, za granicą lub na polskim statku morskim.
Wniosek o wydanie zaświadczenia o prawie do głosowania składa się konsulowi, który sporządził spis wyborów, w którym wyborca jest ujęty. Wniosek należy złożyć najpóźniej w 2. dniu przed dniem wyborów, tj. do dnia 18 czerwca 2010 r.
Wyborca otrzyma zaświadczenie o prawie do głosowania w dniu pierwszego głosowania oraz o prawie do głosowania w dniu ponownego głosowania.
W przypadku przeprowadzania ponownego głosowania wyborca zmieniający miejsce pobytu po dniu pierwszego głosowania, a przed ponownym głosowaniem, może otrzymać zaświadczenie o prawie do głosowania w dniu ponownego głosowania. Wniosek o wydanie takiego zaświadczenia składa się po dniu pierwszego głosowania konsulowi, który sporządził spis wyborów, w którym wyborca jest ujęty , nie później jednak niż w 2. dniu przed dniem ponownego głosowania, tj. do dnia 2 lipca 2010 r.
Wyborca, któremu wydano zaświadczenie o prawie do głosowania zostanie z urzędu skreślony ze spisu wyborców sporządzonego przez konsula.
Należy zwrócić szczególną uwagę, aby nie utracić zaświadczenia o prawie do głosowania. W przypadku jego utraty, niezależnie od przyczyny, nie będzie możliwe otrzymanie kolejnego zaświadczenia, ani wzięcie udziału w głosowaniu w obwodzie, w którym uprzednio było się ujętym w spisie.
II. Głosowanie w obwodach głosowania utworzonych na polskich statkach morskich
Wyborca przebywający w dniu wyborów na polskim statku morskim, w celu wzięcia udziału w głosowaniu powinien złożyć do kapitana statku wniosek o wpisanie do spisu wyborców w obwodzie utworzonym na statku, chyba, że posiada zaświadczenie o prawie do głosowania.
We wniosku podaje się:
•nazwisko i imiona,
•imię ojca,
•datę urodzenia,
•adres stałego zamieszkania wyborcy w kraju lub adres zamieszkania wyborcy za granicą (odniesieniu do obywateli polskich stale zamieszkałych za granicą).
Wniosek o wpisanie do spisu wyborców w obwodzie utworzonym na polskim statku morskim składa się najpóźniej w 3. dniu przed dniem wyborów, tj. do dnia 17 czerwca 2010 r.
Obwody głosowania na polskich statkach morskich tworzy Minister Infrastruktury w drodze rozporządzenia, które jest ogłaszane w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej. Wykaz tych obwodów głosowania będzie dostępny we wszystkich delegaturach Krajowego Biura Wyborczego oraz na stronie internetowej Państwowej Komisji Wyborczej www.pkw.gov.pl.
Do głosowania na polskich statkach morskich na podstawie zaświadczenia o prawie do głosowania mają zastosowanie odpowiednie zasady wskazane w części dotyczącej głosowania za granicą, z tym że wniosek o wydanie zaświadczenia składa się do kapitana statku.
Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej: Stefan J. Jaworski
Informacja Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 23 kwietnia 2010 r. o warunkach udziału w głosowaniu w obwodach głosowania utworzonych za granicą i na polskich statkach morskich, w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, zarządzonych na dzień 20 czerwca 2010 r. ( Informacja_o_glosowaniu_za_granica_i__na_statkach.pdf 91,9 kB )
ZPOW-603-15/10
Warszawa, dnia 23 kwietnia 2010 r.
PAŃSTWOWA
KOMISJA WYBORCZA
ZPOW-603-15/10
Informacja
o warunkach udziału w głosowaniu w obwodach głosowania utworzonych za granicą i na polskich statkach morskich, w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, zarządzonych na dzień 20 czerwca 2010 r.
Państwowa Komisja Wyborcza, w związku z wyborami Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, zarządzonymi na dzień 20 czerwca 2010 r., przypomina o warunkach udziału w głosowaniu w obwodach głosowania utworzonych za granicą i na polskich statkach morskich.
Zasady udziału w głosowaniu w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, w tym obwodach głosowania utworzonych za granicą i na polskich statkach morskich, określone są ustawą z dnia 27 września 1990 r. o wyborze Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej (Dz. U. z 2000 r. Nr 47, poz. 544, z późn. zm.)
Prawo udziału w głosowaniu (prawo wybierania) w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej ma obywatel polski, który:
•najpóźniej w dniu głosowania kończy 18 lat,
•nie został pozbawiony praw publicznych prawomocnym orzeczeniem sądu,
•nie został ubezwłasnowolniony prawomocnym orzeczeniem sądu,
•nie został pozbawiony praw wyborczych prawomocnym orzeczeniem Trybunału Stanu.
Wyborca jest wpisywany do spisu wyborców. Można być wpisanym tylko do jednego spisu.
Spisy wyborców sporządzają za granicą konsulowie, a na statkach - kapitanowie statków.
I. Głosowanie za granicą.
Głosowanie na podstawie wniosku o wpisanie do spisu wyborców.
Wyborca stale zamieszkały za granicą oraz wyborca stale zamieszkały w Polsce, a przebywający czasowo za granicą w celu wzięcia udziału w głosowaniu powinien złożyć do właściwego konsula wniosek o wpisanie do spisu wyborców w obwodzie utworzonym za granicą.
Wniosek o wpisanie do spisu wyborców w obwodzie utworzonym za granicą składa się ustnie, pisemnie, telefonicznie, telegraficznie, telefaksem lub pocztą elektroniczną. We wniosku podaje się:
•nazwisko i imiona,
•imię ojca,
•datę urodzenia,
•adres zamieszkania wyborcy w kraju (w odniesieniu do osób przebywających czasowo za granicą) lub adres zamieszkania wyborcy za granicą (w odniesieniu do osób zamieszkałych za granicą),
•numer ważnego polskiego paszportu, miejsce i datę jego wydania.
W państwach, w których dowód osobisty jest wystarczającym dokumentem do przekroczenia granicy, w miejsce numeru ważnego polskiego paszportu można podać numer ważnego dowodu osobistego.
Wniosek o wpisanie do spisu wyborców w obwodzie utworzonym za granicą składa się najpóźniej w 3. dniu przed dniem wyborów, tj. do dnia 17 czerwca 2010 r.
UWAGA!!!
Osoby wpisane do spisu wyborców w obwodzie głosowania utworzonym za granicą będą ujęte w tym spisie wyborców również w przypadku przeprowadzania ponownego głosowania (tzw. II tury wyborów). Wzięcie udziału w głosowaniu w innym obwodzie, w tym również w miejscu stałego zamieszkania będzie możliwe wyłącznie po otrzymaniu od konsula zaświadczenia o prawie do głosowania.
Obwody głosowania za granicą tworzy Minister Spraw Zagranicznych w drodze rozporządzenia, które jest ogłaszane w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej. Wykaz tych obwodów głosowania będzie dostępny we wszystkich polskich placówkach konsularnych, delegaturach Krajowego Biura Wyborczego oraz na stronie internetowej Państwowej Komisji Wyborczej www.pkw.gov.pl.
Głosowanie na podstawie zaświadczenia o prawie do głosowania.
•Wyborca stale zamieszkały w kraju zamierzający głosować za granicą może otrzymać zaświadczenie o prawie do głosowania. Z zaświadczeniem takim można głosować w dowolnym obwodzie głosowania w kraju, za granicą lub na polskim statku morskim.
Wniosek o wydanie zaświadczenia o prawie do głosowania składa się w urzędzie gminy, w której wyborca będzie ujęty w spisie wyborców, najpóźniej w 2. dniu przed dniem wyborów, tj. do dnia 18 czerwca 2010 r.
Wyborca otrzyma zaświadczenie o prawie do głosowania w dniu pierwszego głosowania oraz o prawie do głosowania w dniu ponownego głosowania.
W przypadku przeprowadzania ponownego głosowania wyborca zmieniający miejsce pobytu po dniu pierwszego głosowania, a przed ponownym głosowaniem, może otrzymać zaświadczenie o prawie do głosowania w dniu ponownego głosowania. Wniosek o wydanie takiego zaświadczenia składa się po dniu pierwszego głosowania w urzędzie gminy, w której wyborca jest ujęty w spisie wyborców, nie później jednak niż w 2. dniu przed dniem ponownego głosowania, tj. do dnia 2 lipca 2010 r.
Wyborca, któremu wydano zaświadczenie o prawie do głosowania zostanie z urzędu skreślony ze spisu wyborców w miejscu stałego zamieszkania.
W przypadku utraty zaświadczenia o prawie do głosowania, niezależnie od przyczyny, nie będzie możliwe otrzymanie kolejnego zaświadczenia, ani wzięcie udziału w głosowaniu w obwodzie właściwym dla w miejsca zamieszkania.
•Wyborca, który został wpisany przez konsula do spisu wyborców, może otrzymać zaświadczenie o prawie do głosowania. Z zaświadczeniem takim można głosować w dowolnym obwodzie głosowania w kraju, za granicą lub na polskim statku morskim.
Wniosek o wydanie zaświadczenia o prawie do głosowania składa się konsulowi, który sporządził spis wyborów, w którym wyborca jest ujęty. Wniosek należy złożyć najpóźniej w 2. dniu przed dniem wyborów, tj. do dnia 18 czerwca 2010 r.
Wyborca otrzyma zaświadczenie o prawie do głosowania w dniu pierwszego głosowania oraz o prawie do głosowania w dniu ponownego głosowania.
W przypadku przeprowadzania ponownego głosowania wyborca zmieniający miejsce pobytu po dniu pierwszego głosowania, a przed ponownym głosowaniem, może otrzymać zaświadczenie o prawie do głosowania w dniu ponownego głosowania. Wniosek o wydanie takiego zaświadczenia składa się po dniu pierwszego głosowania konsulowi, który sporządził spis wyborów, w którym wyborca jest ujęty , nie później jednak niż w 2. dniu przed dniem ponownego głosowania, tj. do dnia 2 lipca 2010 r.
Wyborca, któremu wydano zaświadczenie o prawie do głosowania zostanie z urzędu skreślony ze spisu wyborców sporządzonego przez konsula.
Należy zwrócić szczególną uwagę, aby nie utracić zaświadczenia o prawie do głosowania. W przypadku jego utraty, niezależnie od przyczyny, nie będzie możliwe otrzymanie kolejnego zaświadczenia, ani wzięcie udziału w głosowaniu w obwodzie, w którym uprzednio było się ujętym w spisie.
II. Głosowanie w obwodach głosowania utworzonych na polskich statkach morskich
Wyborca przebywający w dniu wyborów na polskim statku morskim, w celu wzięcia udziału w głosowaniu powinien złożyć do kapitana statku wniosek o wpisanie do spisu wyborców w obwodzie utworzonym na statku, chyba, że posiada zaświadczenie o prawie do głosowania.
We wniosku podaje się:
•nazwisko i imiona,
•imię ojca,
•datę urodzenia,
•adres stałego zamieszkania wyborcy w kraju lub adres zamieszkania wyborcy za granicą (odniesieniu do obywateli polskich stale zamieszkałych za granicą).
Wniosek o wpisanie do spisu wyborców w obwodzie utworzonym na polskim statku morskim składa się najpóźniej w 3. dniu przed dniem wyborów, tj. do dnia 17 czerwca 2010 r.
Obwody głosowania na polskich statkach morskich tworzy Minister Infrastruktury w drodze rozporządzenia, które jest ogłaszane w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej. Wykaz tych obwodów głosowania będzie dostępny we wszystkich delegaturach Krajowego Biura Wyborczego oraz na stronie internetowej Państwowej Komisji Wyborczej www.pkw.gov.pl.
Do głosowania na polskich statkach morskich na podstawie zaświadczenia o prawie do głosowania mają zastosowanie odpowiednie zasady wskazane w części dotyczącej głosowania za granicą, z tym że wniosek o wydanie zaświadczenia składa się do kapitana statku.
Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej: Stefan J. Jaworski
Informacja Państwowej Komisji Wyborczej z dnia 23 kwietnia 2010 r. o warunkach udziału w głosowaniu w obwodach głosowania utworzonych za granicą i na polskich statkach morskich, w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, zarządzonych na dzień 20 czerwca 2010 r. ( Informacja_o_glosowaniu_za_granica_i__na_statkach.pdf 91,9 kB )
Thursday, June 10, 2010
Nine Days that Changed the World Pope John Paul II's historic nine-day pilgrimage.
Nine Days that Changed the World Pope John Paul II's historic nine-day pilgrimage.
A young Polish soldier, Karol Wojtyla, 19 year old, (center) performs a "Present Arms" with his rifle in this July 1939 photo.
Two months before the outbreak of World War II, he attended a military training camp in eastern Poland. Karol Wojtyla would later come to be known as Pope John Paul II.
Pope John Paul II's historic nine-day pilgrimage to Poland in June of 1979 created a revolution of conscience that transformed Poland and fundamentally reshaped the spiritual and political landscape of the 20th Century.
Newt and Callista Gingrich, along with a Polish, American, and Italian cast, explore what transpired during these nine days that moved the Polish people to renew their hearts, reclaim their courage, and free themselves from the shackles of Communism. Produced in partnership with Citizens United Productions.
http://www.youtube.com/watch?v=XFBJ2e2DN_o&feature=player_embedded
Kraków B 2;onia 10 czerwiec 1979 pożegnanie Jana Paw 2;a II z wiernymi po mszy św
100 Years of the Duke - May 26, 2007. May God always Bless and Keep Him.
A young Polish soldier, Karol Wojtyla, 19 year old, (center) performs a "Present Arms" with his rifle in this July 1939 photo.
Two months before the outbreak of World War II, he attended a military training camp in eastern Poland. Karol Wojtyla would later come to be known as Pope John Paul II.
Pope John Paul II's historic nine-day pilgrimage to Poland in June of 1979 created a revolution of conscience that transformed Poland and fundamentally reshaped the spiritual and political landscape of the 20th Century.
Newt and Callista Gingrich, along with a Polish, American, and Italian cast, explore what transpired during these nine days that moved the Polish people to renew their hearts, reclaim their courage, and free themselves from the shackles of Communism. Produced in partnership with Citizens United Productions.
http://www.youtube.com/watch?v=XFBJ2e2DN_o&feature=player_embedded
Kraków B 2;onia 10 czerwiec 1979 pożegnanie Jana Paw 2;a II z wiernymi po mszy św
100 Years of the Duke - May 26, 2007. May God always Bless and Keep Him.
Wednesday, June 9, 2010
Bronislaw Komorowski and Platforma Obywatelska video poetry
Bronislaw Komorowski and Platforma Obywatelska video poetry
Komorowski Londyn Polacy wyrzucani z POSK na polecenie sztabu Platformy
Komorowski Londyn Polacy wyrzucani z POSK na polecenie sztabu Platformy
Bronisław Komorowski nagrodzony penisem
Bronisław Komorowski nagrodzony penisem
Sunday, June 6, 2010
Polska po 18 latach od Nocnej zmiany, czyli obalenia rządu Jana Olszewskiego. Szanse i zagrożenia cz. I (TV Trwam)
Polska po 18 latach od Nocnej zmiany, czyli obalenia rządu Jana Olszewskiego. Szanse i zagrożenia cz. I (TV Trwam)
Mec. Jan Olszewski, pos. Antoni Macierewicz (2010-06-06)
http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2010/06/2010.06.06.rn18tv.mp3
Mec. Jan Olszewski, pos. Antoni Macierewicz (2010-06-06)
http://www.radiomaryja.pl/dzwieki/2010/06/2010.06.06.rn18tv.mp3
Friday, June 4, 2010
Hitler Ghost Tusk i Stalin kandydat Bronislaw Borowski video Radek Sikorski gdzies z tylu
Hitler Ghost Tusk i Stalin kandydat Bronislaw Borowski video Radek Sikorski gdzies z tylu
Hitler o wypadku Kaczyńskich (oryginał)
Hitler o wypadku Kaczyńskich (oryginał)
Friday, May 28, 2010
Bitwa Warszawska 1920 Warsaw in 1920, the Bolsheviks retreated.
Bitwa Warszawska 1920 Warsaw in 1920, the Bolsheviks retreated.
part1
Jak uratowaliśmy Europę
Po dziesięcioleciach przemilczeń i zafałszowań dotyczących wojny polsko-sowieckiej w latach 1919-1920 stopniowo odsłania się coraz pełniejsza prawda o tej tak ważnej dla naszych dziejów i dziejów Europy wojnie. Ciągle jeszcze wśród wielu czytelników utrzymuje się niedostateczna znajomość fragmentów dziejów tej wojny. Stosunkowo najwięcej napisano o samym przebiegu działań militarnych.
Obalono przede wszystkim kłamstwa PRL-owskiej propagandy sugerującej, że wojna polsko-sowiecka zaczęła się dopiero wiosną 1920 roku od rzekomej "polskiej agresji" - "wyprawy Piłsudskiego na Kijów". W rzeczywistości walki z bolszewikami zaczęły się już w początkach 1919 roku od starć z atakującymi Polaków i maszerującymi na Zachód jednostkami Armii Czerwonej. Bolszewickie oddziały pokonały polską samoobronę w regionie Święcian i Lidy, a 5 stycznia 1919 roku polskie oddziały musiały wycofać się z Wilna po trzydniowym boju z bolszewikami. Później walki toczyły się ze zmiennym szczęściem, a samo uderzenie Piłsudskiego na Kijów było tylko próbą uprzedzenia starannie przygotowywanej sowieckiej napaści na Polskę, która miała - według sowieckich planów - ruszyć w lipcu 1920 roku. I wtedy wiosną i latem 1920 roku rozegrały się walki decydujące o losie Polski w tej wojnie, rozstrzygnięte słynną Bitwą Warszawską, nazywaną Cudem nad Wisłą.
W szkicu tym chciałbym wspomnieć o sprawach dużo mniej akcentowanych w mediach, a jakże ważnych, począwszy od roli ogromnego narodowego zespolenia sił w przełomowym dla Polski sierpniu 1920 roku. Wykazane wówczas poświęcenie całego Narodu Polskiego pokazało, jak bardzo dojrzał on do odzyskanej niepodległości, jak bardzo gotów był poświęcić dla niej wszystkie siły. Co najważniejsze, w tym okresie mogliśmy liczyć zarówno na moc ducha milionów prostych Polaków, jak i prawdziwie godne zachowanie ze strony elit, tak wojskowych, jak i cywilnych. Tu chciałbym szczególnie mocno wyeksponować ciągle za mało przypominaną rolę polskiego duchowieństwa w walce o uratowanie Rzeczypospolitej w lipcu i sierpniu 1920 roku. Innym ważnym wątkiem mego szkicu jest zwrócenie uwagi na ciągle za mało docenione międzynarodowe reperkusje polskiego zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej i jej rolę w uratowaniu Europy przed bolszewizmem.
Kościół wobec bolszewickiej nawały
Można by długo wyliczać przejawy pełnych poświęcenia wystąpień różnych warstw społeczeństwa polskiego w obronie zagrożonej Ojczyzny. Ze względów objętościowych ograniczę się tu do bardziej szczegółowego przedstawienia ciągle za mało znanej postawy duchowieństwa w najtrudniejszych dniach lata 1920 roku. Jakże wymownym świadectwem bezgranicznego zaangażowania w losy Narodu były rozliczne listy biskupów z lipca i sierpnia 1920 roku apelujące do Narodu o wzmożony wysiłek obronny, a do Ojca Świętego i do biskupów świata o zrozumienie dla Polski znajdującej się w śmiertelnym zagrożeniu, o pomoc i ratunek. W liście do Ojca Świętego Benedykta XV z 7 lipca 1920 roku biskupi prosili m.in.: "Ojcze Święty, w tej ciężkiej chwili prosimy Cię, módl się za Ojczyznę naszą. Módl się, abyśmy nie ulegli i przy Bożej pomocy murem piersi własnych zasłonili świat przed grożącym mu niebezpieczeństwem". W wysłanym tegoż 7 lipca 1920 roku liście do biskupów świata biskupi polscy akcentowali m.in.: "Polska w pochodzie bolszewizmu na świat jest już ostatnią dla niego barierą, a gdyby się ta załamała, rozleje się on po świecie falami zniszczenia". Hierarchowie ostrzegali przed zaślepieniem Europy i świata na rozmiary bolszewickiego zagrożenia. Z goryczą pisali: "Jeszcze nie przebrzmiały echa i wołania, iż bolszewizm zagraża krwawo zdobytemu pokojowi świata, że jest on zarazą, od której wszelkie ginie życie (...).
Jeszcze nie przebrzmiały te hasła, uroczyście wywoływane na usta rządów i dyplomacji, aż oto Europa zaczyna się słaniać do stóp swojego nieprzejednanego wroga (...). Gdy dotychczas piętnowała jego ducha, jako zgubny zaczyn świata, to dziś woła, iż dla zboża i handlu należy rozgrzeszyć sumienie z nadmiernej rzekomo jego wrażliwości (...). Gdy słały narody tak niedawno wojska i amunicje na pokonanie bolszewizmu, to dziś zimnym zdają się patrzeć okiem, jak w krwawych zapasach pławi się Polska, a nieraz odnosi się wrażenie, jak gdyby państwa niektóre, miast odgradzać zarazę wschodu przez Polskę jak najsilniejszą, rade by ją jednak widzieć małą i słabą".
W wystosowanym również 7 lipca 1920 roku liście do Narodu biskupi apelowali o zjednoczenie wszystkich Polaków dla przeciwdziałania bolszewickiej nawale, pisząc m.in.: "(...) Oto wróg zebrał wszystkie swe siły, ażeby zagrodzić nasze granice, zetrzeć naszą bohaterską armię i odebrać Polsce na nowo przecenny skarb jej wolności. Wróg to jest tym groźniejszy, bo łączy okrucieństwo i żądzę niszczenia z nienawiścią wszelkiej kultury, szczególnie zaś chrześcijaństwa i Kościoła (...), szczególniejszą nienawiścią zapałał on do Polski. Bo gdy niektóre mocarstwa zeszły ze swej pierwotnej drogi, aby zawierać z tym wrogiem umowy, własnego niepomne niebezpieczeństwa, Polska jedna oparła się pokuśnym wołaniom tego wroga i jakby murem stanęła, aby mu wstęp do siebie z zachodu Europy zagrodzić. Dlatego to wróg ów poprzysiągł jej zniszczenie i zemstę".
Jakże wymowne było w tych wystąpieniach poczucie polskiej misji bronienia największych wartości chrześcijańskich i Ojczyzny przeciwko bolszewizmowi nawet wtedy, gdy potężne mocarstwa Zachodu poszły na paktowanie z bolszewikami. Dnia 27 lipca 1920 roku biskupi polscy złożyli na Jasnej Górze Akt poświęcenia Najświętszemu Sercu Jezusa i ponownego obrania Matki Bożej na Królową Polski. W wystosowanej tegoż dnia Odezwie do Narodu po konferencji na Jasnej Górze biskupi polscy wystąpili z płomiennym apelem, zagrzewającym do walki w obronie Ojczyzny. Przypominając triumf bohaterskiej obrony Częstochowy sprzed kilku stuleci, dodawali otuchy i wiary w to, że znowu zwycięży "armia narodowego zbawienia".
Warto tu przypomnieć szczególnie dużą rolę odegraną przez ks. kard. Aleksandra Kakowskiego w działaniach na rzecz religijno-patriotycznej mobilizacji ludności stolicy do przeciwstawienia się nawale bolszewickiej. W liście wystosowanym 31 lipca 1920 roku do duchowieństwa archidiecezji warszawskiej ks. kard. Kakowski poza apelem o nieustające modlitwy za Ojczyznę polecał: "Zaoszczędzone przez wiernych z odmówienia sobie przyjemności i zachowania postu pieniądze oraz wszystkie ofiary zebrane na tacę w dniu 8 sierpnia w kościołach winny być przeznaczone w całej archidiecezji na żołnierza polskiego. Pieniądze, złożone przez kapłanów, Kuria prześle do zarządu armii ochotniczej". W dniu 7 sierpnia 1920 roku ksiądz kardynał wystąpił do proboszczów i rektorów kościołów m.st. Warszawy z listem o obowiązku trwania na stanowiskach wobec groźby agresji. Ksiądz kardynał Kakowski akcentował m.in.: "Nie trwoga, nie zemsta pchać nas winna, lecz płomienne wołanie Matki Ojczyzny o pomoc i ratunek. Ze względu na ważność chwili i grożące miastu naszemu niebezpieczeństwo praca około okopów w dni niedzielne i świąteczne jest dozwoloną.
Niech serc nie warzy zwątpienie i małoduszność, bo dopóki tętni w duszy polskiej wiara w opiekę Bożą i prawdziwy patriotyzm, nie masz takiej siły, która by nas złamać mogła".
Te płomienne wezwania księdza kardynała były realizowane na co dzień przez wielką rzeszę duchowieństwa, czego jakże wspaniałym symbolem stała się bohaterska śmierć ks. Ignacego Skorupki pod Ossowem koło Radzymina 14 sierpnia 1920 roku.
Jakże ważne jest przypomnienie tej tak ogromnej więzi Kościoła z Narodem w dobie szczególnego śmiertelnego zagrożenia Polski po przebudzeniu z długotrwałej niewoli. Trzeba o tym przypominać tym bardziej w czasie, gdy tak mocno nasila się ofensywa wrogów Kościoła i religii, gdy tak usilnie próbuje się zacierać zasługi Kościoła dla Polski. Wrogowie Kościoła kontynuują dziś ciągle to samo plugawe kalumniatorstwo antykościelne i antyreligijne, jakie rozpoczęto na szeroką skalę w dobie stalinizmu.
Dość przypomnieć choćby wydawane wówczas w PRL-u paszkwile w stylu "Tysiąca lat zatargów z papieżami" Andrzeja Nowickiego, dziś wielkiego mistrza masonerii w Polsce. Nie będę tu szerzej rozwodzić się na temat, jak oszczercza była głoszona przez Nowickiego i podobnych mu pamflecistów teza o rzekomych ciągłych zatargach Polski z Papieżami. Przypomnę teraz tylko jedną, ale jakże ważną postać spośród licznych Papieży przeczących wspomnianej oszczerczej tezie - Ojca Świętego Benedykta XIV i jego rolę w mobilizowaniu poparcia dla zagrożonej przez bolszewizm Polski. W wystosowanym 5 sierpnia 1920 roku liście do ks. kard. Bazylego Pompili Benedykt XIV dziękował mu za to, że nakazał wzniesienie do Najwyższego uroczystych i gorących modłów "dla ubłagania miłosierdzia Pańskiego nad nieszczęsną Polską". I akcentował: "Przyczyny nader poważne każą nam wyrazić życzenie, aby za przykładem danym przez Ciebie, kardynale, poszli wszyscy Biskupi świata katolickiego" (podkr. - J.R.N., cyt. za "Zwycięstwo 1920. Warszawa wobec agresji bolszewickiej", Paris 1990, s. 111).
W osobnym liście skierowanym do biskupów polskich 8 września 1920 roku Ojciec Święty Benedykt XIV niezwykle mocno uwypuklił znaczenie Bitwy Warszawskiej nie tylko dla Polaków, ale dla wszystkich narodów chrześcijańskiej Europy, pisząc, że uzyskane dzięki modłom zwycięstwo - "dobrodziejstwo Boga Wspomożyciela dziwnie na dobre wyszło nie tylko narodowi waszemu, lecz i innym ludom. Komuż bowiem nie wiadomo, że szalony napór wroga to miał na celu, aby zniszczyć Polskę, owo przedmurze Europy, a następnie podkopać i zburzyć całe chrześcijaństwo i opartą na nim kulturę, posługując się do tego krzewieniem szalonej i chorobliwej doktryny?".
Warto dodać też ważną sugestię prof. Normana Daviesa na temat warszawskich reperkusji ówczesnego pobytu w Polsce dziekana korpusu dyplomatycznego - nuncjusza papieskiego Achille Rattiego. Zdaniem prof. Daviesa: "Wiedza o tym, jak wielkie piętno odcisnął pobyt w Warszawie na siedemnaście lat pontyfikatu monsignore Achille Rattiego (1922-1939), który zasiadał na tronie Piotrowym jako Pius XI, byłaby nader pouczająca. Nie będzie przesadą stwierdzenie, iż encyklika 'Divini Redemptoris', wyklinająca ateistyczny komunizm, stanowiła uogólnienie jego osobistego wyzwania rzuconego armiom bolszewickim pod Radzyminem".
Świadectwo Charles'a de Gaulle'a
Ciągle mało znany jest fakt, że obok A. Rattiego, przyszłego Papieża Piusa XI, w czasie Bitwy Warszawskiej przebywał w Polsce jako oficer francuskiej misji wojskowej największy chyba Francuz XX wieku, słynny później polityk i wódz Francuzów Charles de Gaulle.
Tym bardziej warto więc przypomnieć tu zapiski de Gaulle'a na temat przebiegu zwycięskiej ofensywy polskiej w sierpniu 1920 r., po raz pierwszy przedstawione w zakazanych wówczas w kraju "Zeszytach Historycznych" paryskiej "Kultury" z 1971 r.:
"14 sierpnia: Ogólna ofensywa została postanowiona (...). W tej samej chwili wydaje się, że wszystko do najdrobniejszego szczegółu jest jasne. Wierne wojska polskie, których wyższe kadry były jednymi z najlepszych na świecie, odczuwają natychmiast, że silna i logiczna wola ma zamiar skoordynować wysiłki (...). Jeszcze zanim rozpoczęła się bitwa, czuję, jak tych żołnierzy znaczy powiew zwycięstwa, który tak dobrze znam (...).
17 sierpnia: Ofensywa rozpoczęła się świetnie. Grupa manewrowa, którą dowodzi szef Państwa, Piłsudski, zgrupowana pomiędzy Iwanogrodem a Chełmem, szybko posuwa się na północ. Nieprzyjaciel, całkowicie zaskoczony widokiem na swoim lewym skrzydle Polaków, o których myślał, że są w stanie rozkładu, nigdzie nie stawia poważnego oporu, ucieka w rozsypce na wszystkie strony albo poddaje się całymi oddziałami (...).
20 sierpnia: Tak, to jest zwycięstwo kompletne, triumfujące zwycięstwo. Z innych armii rosyjskich, które groziły Warszawie, niewiele co powróci. Mimo szybkości, z jaką uciekały, Polacy je przeganiali i zachodzili od lasu" (por. Ch. de Gaulle, Bitwa o Wisłę. Dziennik działań wojennych oficera francuskiego, w: "Zeszyty Historyczne", Paryż 1971, zesz. 19, s. 13-16).
Ocaliliśmy Europę
Ciągle za mało mówi się o ogromnym znaczeniu słynnej Bitwy Warszawskiej 1920 roku dla losów całej Europy. Ambasador brytyjski w Warszawie lord Edgar D'Abernon nazwał ją już w tytule swej książki "Osiemnastą decydującą bitwą w dziejach świata". W publikowanym w sierpniu 1930 r. artykule lord D'Abernon pisał: "Współczesna historia cywilizacji zna mało wydarzeń posiadających znaczenie większe od bitwy pod Warszawą w roku 1920. Nie zna zaś ani jednego, które by było mniej docenione... Gdyby bitwa pod Warszawą zakończyła się była zwycięstwem bolszewików, nastąpiłby punkt zwrotny w dziejach Europy, nie ulega bowiem wątpliwości, iż upadkiem Warszawy Środkowa Europa stanęłaby otworem dla propagandy komunistycznej i dla sowieckiej inwazji (...). Zadaniem pisarzy politycznych... jest wytłumaczenie europejskiej opinii publicznej, że w roku 1920 Europę zbawiła Polska".
Francuski generał Louis A. Faury pisał w artykule ogłoszonym w 1928 r.: "Przed dwustu laty Polska pod murami Wiednia uratowała świat chrześcijański od niebezpieczeństwa tureckiego; nad Wisłą i nad Niemnem szlachetny ten naród oddał ponownie światu cywilizowanemu usługę, którą nie dość oceniono". Brytyjski historyk J.F.C. Fuller pisał w książce "Bitwa pod Warszawą 1920" (wyd. podziemne, Warszawa 1980, s. 34): "Osłaniając centralną Europę od zarazy marksistowskiej, Bitwa Warszawska cofnęła wskazówki bolszewickiego zegara (...), zatamowała potencjalny wybuch niezadowolenia społecznego na Zachodzie, niwecząc prawie eksperyment bolszewików".
Warto przypomnieć również, że znany popularyzator historii wojen i wojskowości Simon Goodough w wydanej w 1979 r. książce "Tactical Genius in Battle" ocenił geniusz Józefa Piłsudskiego zademonstrowany w Bitwie Warszawskiej za godny wyróżnienia w kręgu zwycięzców 27 wielkich bitew w dziejach świata. Obok Temistoklesa, Aleksandra Wielkiego, Cezara, Gustawa Adolfa, wielkiego Kondeusza i wielu innych wielkich wodzów!
Zapobieżenie przez polskie zwycięstwo nad Rosją Sowiecką dalszemu rozprzestrzenianiu się bolszewizmu w Europie "zyskało" Polakom trwałą nienawiść różnych środowisk komunistycznych w Europie i świecie, służąc za pożywkę dla różnych zajadłych "czerwonych" siewców antypolonizmu. Niejednokrotnie zauważałem to bardzo silnie w kraju naszych węgierskich "bratanków", dowiadując się, z jaką nienawiścią pisali lub mówili o nas wpływowi komunistyczni weterani dawnej czerwonej Węgierskiej Republiki Rad. Pamiętali bowiem, że Polacy swym triumfem w 1920 roku rozbili im wszystkie nadzieje na ponowne zwycięstwo komunizmu na Węgrzech po obaleniu w 1919 roku żałosnego bolszewickiego eksperymentu - 133-dniowej Węgierskiej Republiki Rad. W 1920 roku w sztabie konnej armii Budionnego przy Stalinie była wielka grupa komunistów węgierskich czekających na triumfalny powrót do Budapesztu wraz z wojskami sowieckimi, które opanują Polskę (por. W. Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia Polski, t. II, 1914-1939, Londyn 1967, s. 504).
Polskie zwycięstwo w 1920 roku uratowało od komunizmu Węgry, Czechy, Niemcy i kraje bałtyckie, a może i resztę Europy. Dowodzący armią sowiecką Michaił Tuchaczewski wzdychał z goryczą na myśl o straconych przez Sowietów szansach w 1920 roku: "Nie ulega wątpliwości, że gdybyśmy byli zwyciężyli nad Wisłą, wówczas rewolucja ogarnęłaby płomieniem cały ląd europejski". Czołowa komunistka niemiecka Klara Zetkin uwieczniła swe smętne rozmowy z Leninem (już po zawarciu rozejmu ryskiego) na temat skutków klęski Armii Czerwonej w Polsce: "Przedwczesny przymrozek odwrotu Armii Czerwonej z Polski zwarzył rozwijający się kwiat rewolucji (...). Opisywałam Leninowi, w jaki sposób odbiło się to na rewolucyjnej awangardzie niemieckiej klasy robotniczej (...), kiedy towarzysze z sowieckimi gwiazdami na czapkach, w niewiarygodnie zużytych strzępach mundurów i cywilnych ubrań, w podartych butach, popędzali ostrogami swoje żwawe koniki wprost ku niemieckiej granicy. (...) Lenin przez parę minut siedział w milczeniu, pogrążony w rozmyślaniach.
- Tak - powiedział w końcu - a więc zdarzyło się to, co może musiało się stać (...). Polacy widzieli w czerwonoarmiejcach nie braci i wyzwolicieli, ale wrogów. Polacy myśleli i działali nie jak przystało na socjałów i rewolucjonistów, ale jak nacjonaliści i imperialiści. Ta rewolucja, na którą liczyliśmy w Polsce, nie powiodła się. Robotnicy i chłopi, oszukani przez Piłsudskiego i Daszyńskiego, powstali w obronie swego klasowego wroga, pozwalając, aby nasi dzielni żołnierze z Armii Czerwonej umierali z głodu, zapędzani w zasadzki, pobici na śmierć (...). Gdy Lenin mówił (...), na twarzy jego malowało się niewysłowione cierpienie" (cyt. za N. Davies, Orzeł Biały Czerwona gwiazda. Wojna polsko-bolszewicka 1919-1920, Kraków 1997, s. 270-271).
Największe znaczenie miało polskie zwycięstwo dla małych krajów bałtyckich. Słynny litewski publicysta niepodległościowy Anastar Terleckas pisał w połowie lat 90., że gdyby nie polskie zwycięstwo w 1920 r. Litwa musiałaby przeżyć dodatkowe 20 lat rosyjskiej okupacji i rusyfikacji. Co zaś oznaczałoby to dla małego, kilkumilionowego narodu litewskiego, można sobie łatwo wyobrazić. Pisząc o znaczeniu polskiego zwycięstwa dla krajów bałtyckich, warto przy okazji wspomnieć o mało znanym, a pięknym przykładzie bezpośredniej i bezinteresownej polskiej pomocy wojskowej dla Łotwy. Dnia 3 stycznia 1920 roku dwie dywizje polskie pod dowództwem generała Edwarda Rydza-Śmigłego, wspierając narodową armię łotewską, wyzwoliły z rąk bolszewików jedno z największych miast Łotwy - port Dyneburg. Józef Piłsudski, który przybył pod koniec stycznia 1920 roku do Dyneburga, by osobiście udekorować gen. Rydza-Śmigłego za zwycięską akcję Orderem Virtuti Militari, powiedział podczas uroczystego obiadu z naczelnym wodzem armii łotewskiej gen. Ballodisem oraz gen. Burtem z misji angielskiej: "Przyjemnie mi jest być w oddziale, który spotkało rzeczywiste szczęście walczyć zgodnie z tradycją polską za naszą i waszą wolność - nie tylko za wolność naszego narodu, ale i za wolność naszego sąsiada i przyjaciela" (W. Pobóg-Malinowski, op.cit., t. III, s. 403).
Słynny polonijny naukowiec ze Stanów Zjednoczonych profesor Iwo Cyprian Pogonowski opowiadał mi kiedyś historię o tym, jak po dziś dzień pamięć o polskim triumfie warszawskim 1920 roku jest deformowana przez niektórych zajadłych rzeczników żydowskiego antypolonizmu. Otóż są takie fanatyczne żydowskie środowiska w USA, które obciążają Polaków winą... za dojście Hitlera do władzy w Niemczech. Głoszą one bowiem, że gdyby Polacy nie pobili wojsk bolszewickich pod Warszawą w 1920 roku, to one dotarłyby do Niemiec i połączyły się z tamtymi siłami komunistycznymi. W Niemczech zatriumfowałaby wówczas skomunizowana lewica i Hitler nigdy nie doszedłby tam do władzy. Nie warto chyba nawet komentować tej tak niemądrej antypolskiej "logiki" wywodów!
Skutki klęski 1920 roku dla Sowietów
Poniesiona przez Rosję sowiecką klęska w wojnie z Polską miała bardzo duże znaczenie dla wewnętrznego rozwoju Związku Sowieckiego, decydująco wpływając na przymusową rezygnację Sowietów z tak niszczącego dla ludności systemu komunizmu wojennego i zmuszając do wprowadzenia dużo bardziej elastycznego NEP-u (nowej ekonomicznej polityki). Warto przypominać te fakty, bo są ciągle za mało akcentowane w historiografii polskiej i zagranicznej, choć stanowią jeszcze jeden więcej dowód doniosłości międzynarodowych skutków Bitwy Warszawskiej.
Nader przekonywujące w tym względzie wydają się uwagi Normana Daviesa w książce "Orzeł Biały Czerwona Gwiazda" (s. 278-279): "Wojna polska przyczyniła się bezspornie do kryzysu komunizmu wojennego, a w konsekwencji do wprowadzenia przez Lenina 'nowej polityki ekonomicznej' (NEP).
Latem 1920 roku na froncie polskim walczyło osiem z szesnastu armii bolszewickich.
Wojna polska była poważnym i jedynym zagranicznym przedsięwzięciem Armii Czerwonej, które wyraźnie nadwerężyło program 'komunizmu wojennego' na skutek militaryzacji kolei, nasilenia rekwizycji, wzrostu zapotrzebowania na zapasy i uzbrojenie (...). Prawdą jest również to, że nagła klęska kampanii polskiej spowodowała jesienią 1920 roku szok nie mniej powalający niż chaos, który istniał już wcześniej. Dopóki wydawało się, że Armia Czerwona broni Rosji przed 'polskimi jaśniepanami', dopóty można było usprawiedliwiać i tolerować cierpienia, których przysparzał komunizm wojenny. Wszelako od momentu podpisania rozejmu ryskiego (...) cały ten system stracił sens (...). Komunizm wojenny przestał był użyteczny i trzeba go było zastąpić czymś innym. W okresie trwania kampanii polskiej, kiedy nadzieje na eksport rewolucji były nadal żywe, NEP nie był potrzebny, w momencie klęski tej kampanii stał się logiczną koniecznością".
Dodajmy - stał się logiczną koniecznością, bo klęska pozbawiła Sowietów możliwości złupienia podbitej Polski, a w ślad za nią krajów sąsiednich, które umożliwiłoby dalsze kontynuowanie dotychczasowej polityki "komunizmu wojennego". Jak pisał cytowany już brytyjski historyk J.F.C. Fuller, klęska Sowietów w Bitwie Warszawskiej pozbawiła Rosję "możliwości grabieży, potrzebnej jej bardzo do powstrzymania beznadziejnego kryzysu ekonomicznego".
Był jednak, jak się zdaje, jeszcze jeden szczególnie ponury skutek sowieckiej klęski w wojnie z Polską w 1920 roku. Była to wciąż tląca się, nieugaszona nienawiść sowieckich przywódców bolszewickich na czele ze Stalinem do Polski, która tak mocno przekreśliła ich zaborcze i grabieżcze plany. Słynny rosyjski historyk Dymitr Wołkogonow tak tłumaczył podjętą w 1940 roku decyzję sowieckiego Biura Politycznego o rozstrzelaniu tysięcy polskich oficerów: "Była to zapewne zemsta za sromotną klęskę Rosji Radzieckiej w 1920 roku i upokarzający traktat ryski, którego, jak mówią, Stalin nie mógł Polakom wybaczyć" (D. Wołkogonow, Lenin, Warszawa 1997, s. 474).
Stalin i sowieccy enkawudziści mieli za co się mścić. Polskie zwycięstwo w 1920 roku uratowało Europę na ponad 20 lat przed potwornymi skutkami sowieckiej ekspansji i grabieży.
prof. Jerzy Robert Nowak
part1
Jak uratowaliśmy Europę
Po dziesięcioleciach przemilczeń i zafałszowań dotyczących wojny polsko-sowieckiej w latach 1919-1920 stopniowo odsłania się coraz pełniejsza prawda o tej tak ważnej dla naszych dziejów i dziejów Europy wojnie. Ciągle jeszcze wśród wielu czytelników utrzymuje się niedostateczna znajomość fragmentów dziejów tej wojny. Stosunkowo najwięcej napisano o samym przebiegu działań militarnych.
Obalono przede wszystkim kłamstwa PRL-owskiej propagandy sugerującej, że wojna polsko-sowiecka zaczęła się dopiero wiosną 1920 roku od rzekomej "polskiej agresji" - "wyprawy Piłsudskiego na Kijów". W rzeczywistości walki z bolszewikami zaczęły się już w początkach 1919 roku od starć z atakującymi Polaków i maszerującymi na Zachód jednostkami Armii Czerwonej. Bolszewickie oddziały pokonały polską samoobronę w regionie Święcian i Lidy, a 5 stycznia 1919 roku polskie oddziały musiały wycofać się z Wilna po trzydniowym boju z bolszewikami. Później walki toczyły się ze zmiennym szczęściem, a samo uderzenie Piłsudskiego na Kijów było tylko próbą uprzedzenia starannie przygotowywanej sowieckiej napaści na Polskę, która miała - według sowieckich planów - ruszyć w lipcu 1920 roku. I wtedy wiosną i latem 1920 roku rozegrały się walki decydujące o losie Polski w tej wojnie, rozstrzygnięte słynną Bitwą Warszawską, nazywaną Cudem nad Wisłą.
W szkicu tym chciałbym wspomnieć o sprawach dużo mniej akcentowanych w mediach, a jakże ważnych, począwszy od roli ogromnego narodowego zespolenia sił w przełomowym dla Polski sierpniu 1920 roku. Wykazane wówczas poświęcenie całego Narodu Polskiego pokazało, jak bardzo dojrzał on do odzyskanej niepodległości, jak bardzo gotów był poświęcić dla niej wszystkie siły. Co najważniejsze, w tym okresie mogliśmy liczyć zarówno na moc ducha milionów prostych Polaków, jak i prawdziwie godne zachowanie ze strony elit, tak wojskowych, jak i cywilnych. Tu chciałbym szczególnie mocno wyeksponować ciągle za mało przypominaną rolę polskiego duchowieństwa w walce o uratowanie Rzeczypospolitej w lipcu i sierpniu 1920 roku. Innym ważnym wątkiem mego szkicu jest zwrócenie uwagi na ciągle za mało docenione międzynarodowe reperkusje polskiego zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej i jej rolę w uratowaniu Europy przed bolszewizmem.
Kościół wobec bolszewickiej nawały
Można by długo wyliczać przejawy pełnych poświęcenia wystąpień różnych warstw społeczeństwa polskiego w obronie zagrożonej Ojczyzny. Ze względów objętościowych ograniczę się tu do bardziej szczegółowego przedstawienia ciągle za mało znanej postawy duchowieństwa w najtrudniejszych dniach lata 1920 roku. Jakże wymownym świadectwem bezgranicznego zaangażowania w losy Narodu były rozliczne listy biskupów z lipca i sierpnia 1920 roku apelujące do Narodu o wzmożony wysiłek obronny, a do Ojca Świętego i do biskupów świata o zrozumienie dla Polski znajdującej się w śmiertelnym zagrożeniu, o pomoc i ratunek. W liście do Ojca Świętego Benedykta XV z 7 lipca 1920 roku biskupi prosili m.in.: "Ojcze Święty, w tej ciężkiej chwili prosimy Cię, módl się za Ojczyznę naszą. Módl się, abyśmy nie ulegli i przy Bożej pomocy murem piersi własnych zasłonili świat przed grożącym mu niebezpieczeństwem". W wysłanym tegoż 7 lipca 1920 roku liście do biskupów świata biskupi polscy akcentowali m.in.: "Polska w pochodzie bolszewizmu na świat jest już ostatnią dla niego barierą, a gdyby się ta załamała, rozleje się on po świecie falami zniszczenia". Hierarchowie ostrzegali przed zaślepieniem Europy i świata na rozmiary bolszewickiego zagrożenia. Z goryczą pisali: "Jeszcze nie przebrzmiały echa i wołania, iż bolszewizm zagraża krwawo zdobytemu pokojowi świata, że jest on zarazą, od której wszelkie ginie życie (...).
Jeszcze nie przebrzmiały te hasła, uroczyście wywoływane na usta rządów i dyplomacji, aż oto Europa zaczyna się słaniać do stóp swojego nieprzejednanego wroga (...). Gdy dotychczas piętnowała jego ducha, jako zgubny zaczyn świata, to dziś woła, iż dla zboża i handlu należy rozgrzeszyć sumienie z nadmiernej rzekomo jego wrażliwości (...). Gdy słały narody tak niedawno wojska i amunicje na pokonanie bolszewizmu, to dziś zimnym zdają się patrzeć okiem, jak w krwawych zapasach pławi się Polska, a nieraz odnosi się wrażenie, jak gdyby państwa niektóre, miast odgradzać zarazę wschodu przez Polskę jak najsilniejszą, rade by ją jednak widzieć małą i słabą".
W wystosowanym również 7 lipca 1920 roku liście do Narodu biskupi apelowali o zjednoczenie wszystkich Polaków dla przeciwdziałania bolszewickiej nawale, pisząc m.in.: "(...) Oto wróg zebrał wszystkie swe siły, ażeby zagrodzić nasze granice, zetrzeć naszą bohaterską armię i odebrać Polsce na nowo przecenny skarb jej wolności. Wróg to jest tym groźniejszy, bo łączy okrucieństwo i żądzę niszczenia z nienawiścią wszelkiej kultury, szczególnie zaś chrześcijaństwa i Kościoła (...), szczególniejszą nienawiścią zapałał on do Polski. Bo gdy niektóre mocarstwa zeszły ze swej pierwotnej drogi, aby zawierać z tym wrogiem umowy, własnego niepomne niebezpieczeństwa, Polska jedna oparła się pokuśnym wołaniom tego wroga i jakby murem stanęła, aby mu wstęp do siebie z zachodu Europy zagrodzić. Dlatego to wróg ów poprzysiągł jej zniszczenie i zemstę".
Jakże wymowne było w tych wystąpieniach poczucie polskiej misji bronienia największych wartości chrześcijańskich i Ojczyzny przeciwko bolszewizmowi nawet wtedy, gdy potężne mocarstwa Zachodu poszły na paktowanie z bolszewikami. Dnia 27 lipca 1920 roku biskupi polscy złożyli na Jasnej Górze Akt poświęcenia Najświętszemu Sercu Jezusa i ponownego obrania Matki Bożej na Królową Polski. W wystosowanej tegoż dnia Odezwie do Narodu po konferencji na Jasnej Górze biskupi polscy wystąpili z płomiennym apelem, zagrzewającym do walki w obronie Ojczyzny. Przypominając triumf bohaterskiej obrony Częstochowy sprzed kilku stuleci, dodawali otuchy i wiary w to, że znowu zwycięży "armia narodowego zbawienia".
Warto tu przypomnieć szczególnie dużą rolę odegraną przez ks. kard. Aleksandra Kakowskiego w działaniach na rzecz religijno-patriotycznej mobilizacji ludności stolicy do przeciwstawienia się nawale bolszewickiej. W liście wystosowanym 31 lipca 1920 roku do duchowieństwa archidiecezji warszawskiej ks. kard. Kakowski poza apelem o nieustające modlitwy za Ojczyznę polecał: "Zaoszczędzone przez wiernych z odmówienia sobie przyjemności i zachowania postu pieniądze oraz wszystkie ofiary zebrane na tacę w dniu 8 sierpnia w kościołach winny być przeznaczone w całej archidiecezji na żołnierza polskiego. Pieniądze, złożone przez kapłanów, Kuria prześle do zarządu armii ochotniczej". W dniu 7 sierpnia 1920 roku ksiądz kardynał wystąpił do proboszczów i rektorów kościołów m.st. Warszawy z listem o obowiązku trwania na stanowiskach wobec groźby agresji. Ksiądz kardynał Kakowski akcentował m.in.: "Nie trwoga, nie zemsta pchać nas winna, lecz płomienne wołanie Matki Ojczyzny o pomoc i ratunek. Ze względu na ważność chwili i grożące miastu naszemu niebezpieczeństwo praca około okopów w dni niedzielne i świąteczne jest dozwoloną.
Niech serc nie warzy zwątpienie i małoduszność, bo dopóki tętni w duszy polskiej wiara w opiekę Bożą i prawdziwy patriotyzm, nie masz takiej siły, która by nas złamać mogła".
Te płomienne wezwania księdza kardynała były realizowane na co dzień przez wielką rzeszę duchowieństwa, czego jakże wspaniałym symbolem stała się bohaterska śmierć ks. Ignacego Skorupki pod Ossowem koło Radzymina 14 sierpnia 1920 roku.
Jakże ważne jest przypomnienie tej tak ogromnej więzi Kościoła z Narodem w dobie szczególnego śmiertelnego zagrożenia Polski po przebudzeniu z długotrwałej niewoli. Trzeba o tym przypominać tym bardziej w czasie, gdy tak mocno nasila się ofensywa wrogów Kościoła i religii, gdy tak usilnie próbuje się zacierać zasługi Kościoła dla Polski. Wrogowie Kościoła kontynuują dziś ciągle to samo plugawe kalumniatorstwo antykościelne i antyreligijne, jakie rozpoczęto na szeroką skalę w dobie stalinizmu.
Dość przypomnieć choćby wydawane wówczas w PRL-u paszkwile w stylu "Tysiąca lat zatargów z papieżami" Andrzeja Nowickiego, dziś wielkiego mistrza masonerii w Polsce. Nie będę tu szerzej rozwodzić się na temat, jak oszczercza była głoszona przez Nowickiego i podobnych mu pamflecistów teza o rzekomych ciągłych zatargach Polski z Papieżami. Przypomnę teraz tylko jedną, ale jakże ważną postać spośród licznych Papieży przeczących wspomnianej oszczerczej tezie - Ojca Świętego Benedykta XIV i jego rolę w mobilizowaniu poparcia dla zagrożonej przez bolszewizm Polski. W wystosowanym 5 sierpnia 1920 roku liście do ks. kard. Bazylego Pompili Benedykt XIV dziękował mu za to, że nakazał wzniesienie do Najwyższego uroczystych i gorących modłów "dla ubłagania miłosierdzia Pańskiego nad nieszczęsną Polską". I akcentował: "Przyczyny nader poważne każą nam wyrazić życzenie, aby za przykładem danym przez Ciebie, kardynale, poszli wszyscy Biskupi świata katolickiego" (podkr. - J.R.N., cyt. za "Zwycięstwo 1920. Warszawa wobec agresji bolszewickiej", Paris 1990, s. 111).
W osobnym liście skierowanym do biskupów polskich 8 września 1920 roku Ojciec Święty Benedykt XIV niezwykle mocno uwypuklił znaczenie Bitwy Warszawskiej nie tylko dla Polaków, ale dla wszystkich narodów chrześcijańskiej Europy, pisząc, że uzyskane dzięki modłom zwycięstwo - "dobrodziejstwo Boga Wspomożyciela dziwnie na dobre wyszło nie tylko narodowi waszemu, lecz i innym ludom. Komuż bowiem nie wiadomo, że szalony napór wroga to miał na celu, aby zniszczyć Polskę, owo przedmurze Europy, a następnie podkopać i zburzyć całe chrześcijaństwo i opartą na nim kulturę, posługując się do tego krzewieniem szalonej i chorobliwej doktryny?".
Warto dodać też ważną sugestię prof. Normana Daviesa na temat warszawskich reperkusji ówczesnego pobytu w Polsce dziekana korpusu dyplomatycznego - nuncjusza papieskiego Achille Rattiego. Zdaniem prof. Daviesa: "Wiedza o tym, jak wielkie piętno odcisnął pobyt w Warszawie na siedemnaście lat pontyfikatu monsignore Achille Rattiego (1922-1939), który zasiadał na tronie Piotrowym jako Pius XI, byłaby nader pouczająca. Nie będzie przesadą stwierdzenie, iż encyklika 'Divini Redemptoris', wyklinająca ateistyczny komunizm, stanowiła uogólnienie jego osobistego wyzwania rzuconego armiom bolszewickim pod Radzyminem".
Świadectwo Charles'a de Gaulle'a
Ciągle mało znany jest fakt, że obok A. Rattiego, przyszłego Papieża Piusa XI, w czasie Bitwy Warszawskiej przebywał w Polsce jako oficer francuskiej misji wojskowej największy chyba Francuz XX wieku, słynny później polityk i wódz Francuzów Charles de Gaulle.
Tym bardziej warto więc przypomnieć tu zapiski de Gaulle'a na temat przebiegu zwycięskiej ofensywy polskiej w sierpniu 1920 r., po raz pierwszy przedstawione w zakazanych wówczas w kraju "Zeszytach Historycznych" paryskiej "Kultury" z 1971 r.:
"14 sierpnia: Ogólna ofensywa została postanowiona (...). W tej samej chwili wydaje się, że wszystko do najdrobniejszego szczegółu jest jasne. Wierne wojska polskie, których wyższe kadry były jednymi z najlepszych na świecie, odczuwają natychmiast, że silna i logiczna wola ma zamiar skoordynować wysiłki (...). Jeszcze zanim rozpoczęła się bitwa, czuję, jak tych żołnierzy znaczy powiew zwycięstwa, który tak dobrze znam (...).
17 sierpnia: Ofensywa rozpoczęła się świetnie. Grupa manewrowa, którą dowodzi szef Państwa, Piłsudski, zgrupowana pomiędzy Iwanogrodem a Chełmem, szybko posuwa się na północ. Nieprzyjaciel, całkowicie zaskoczony widokiem na swoim lewym skrzydle Polaków, o których myślał, że są w stanie rozkładu, nigdzie nie stawia poważnego oporu, ucieka w rozsypce na wszystkie strony albo poddaje się całymi oddziałami (...).
20 sierpnia: Tak, to jest zwycięstwo kompletne, triumfujące zwycięstwo. Z innych armii rosyjskich, które groziły Warszawie, niewiele co powróci. Mimo szybkości, z jaką uciekały, Polacy je przeganiali i zachodzili od lasu" (por. Ch. de Gaulle, Bitwa o Wisłę. Dziennik działań wojennych oficera francuskiego, w: "Zeszyty Historyczne", Paryż 1971, zesz. 19, s. 13-16).
Ocaliliśmy Europę
Ciągle za mało mówi się o ogromnym znaczeniu słynnej Bitwy Warszawskiej 1920 roku dla losów całej Europy. Ambasador brytyjski w Warszawie lord Edgar D'Abernon nazwał ją już w tytule swej książki "Osiemnastą decydującą bitwą w dziejach świata". W publikowanym w sierpniu 1930 r. artykule lord D'Abernon pisał: "Współczesna historia cywilizacji zna mało wydarzeń posiadających znaczenie większe od bitwy pod Warszawą w roku 1920. Nie zna zaś ani jednego, które by było mniej docenione... Gdyby bitwa pod Warszawą zakończyła się była zwycięstwem bolszewików, nastąpiłby punkt zwrotny w dziejach Europy, nie ulega bowiem wątpliwości, iż upadkiem Warszawy Środkowa Europa stanęłaby otworem dla propagandy komunistycznej i dla sowieckiej inwazji (...). Zadaniem pisarzy politycznych... jest wytłumaczenie europejskiej opinii publicznej, że w roku 1920 Europę zbawiła Polska".
Francuski generał Louis A. Faury pisał w artykule ogłoszonym w 1928 r.: "Przed dwustu laty Polska pod murami Wiednia uratowała świat chrześcijański od niebezpieczeństwa tureckiego; nad Wisłą i nad Niemnem szlachetny ten naród oddał ponownie światu cywilizowanemu usługę, którą nie dość oceniono". Brytyjski historyk J.F.C. Fuller pisał w książce "Bitwa pod Warszawą 1920" (wyd. podziemne, Warszawa 1980, s. 34): "Osłaniając centralną Europę od zarazy marksistowskiej, Bitwa Warszawska cofnęła wskazówki bolszewickiego zegara (...), zatamowała potencjalny wybuch niezadowolenia społecznego na Zachodzie, niwecząc prawie eksperyment bolszewików".
Warto przypomnieć również, że znany popularyzator historii wojen i wojskowości Simon Goodough w wydanej w 1979 r. książce "Tactical Genius in Battle" ocenił geniusz Józefa Piłsudskiego zademonstrowany w Bitwie Warszawskiej za godny wyróżnienia w kręgu zwycięzców 27 wielkich bitew w dziejach świata. Obok Temistoklesa, Aleksandra Wielkiego, Cezara, Gustawa Adolfa, wielkiego Kondeusza i wielu innych wielkich wodzów!
Zapobieżenie przez polskie zwycięstwo nad Rosją Sowiecką dalszemu rozprzestrzenianiu się bolszewizmu w Europie "zyskało" Polakom trwałą nienawiść różnych środowisk komunistycznych w Europie i świecie, służąc za pożywkę dla różnych zajadłych "czerwonych" siewców antypolonizmu. Niejednokrotnie zauważałem to bardzo silnie w kraju naszych węgierskich "bratanków", dowiadując się, z jaką nienawiścią pisali lub mówili o nas wpływowi komunistyczni weterani dawnej czerwonej Węgierskiej Republiki Rad. Pamiętali bowiem, że Polacy swym triumfem w 1920 roku rozbili im wszystkie nadzieje na ponowne zwycięstwo komunizmu na Węgrzech po obaleniu w 1919 roku żałosnego bolszewickiego eksperymentu - 133-dniowej Węgierskiej Republiki Rad. W 1920 roku w sztabie konnej armii Budionnego przy Stalinie była wielka grupa komunistów węgierskich czekających na triumfalny powrót do Budapesztu wraz z wojskami sowieckimi, które opanują Polskę (por. W. Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia Polski, t. II, 1914-1939, Londyn 1967, s. 504).
Polskie zwycięstwo w 1920 roku uratowało od komunizmu Węgry, Czechy, Niemcy i kraje bałtyckie, a może i resztę Europy. Dowodzący armią sowiecką Michaił Tuchaczewski wzdychał z goryczą na myśl o straconych przez Sowietów szansach w 1920 roku: "Nie ulega wątpliwości, że gdybyśmy byli zwyciężyli nad Wisłą, wówczas rewolucja ogarnęłaby płomieniem cały ląd europejski". Czołowa komunistka niemiecka Klara Zetkin uwieczniła swe smętne rozmowy z Leninem (już po zawarciu rozejmu ryskiego) na temat skutków klęski Armii Czerwonej w Polsce: "Przedwczesny przymrozek odwrotu Armii Czerwonej z Polski zwarzył rozwijający się kwiat rewolucji (...). Opisywałam Leninowi, w jaki sposób odbiło się to na rewolucyjnej awangardzie niemieckiej klasy robotniczej (...), kiedy towarzysze z sowieckimi gwiazdami na czapkach, w niewiarygodnie zużytych strzępach mundurów i cywilnych ubrań, w podartych butach, popędzali ostrogami swoje żwawe koniki wprost ku niemieckiej granicy. (...) Lenin przez parę minut siedział w milczeniu, pogrążony w rozmyślaniach.
- Tak - powiedział w końcu - a więc zdarzyło się to, co może musiało się stać (...). Polacy widzieli w czerwonoarmiejcach nie braci i wyzwolicieli, ale wrogów. Polacy myśleli i działali nie jak przystało na socjałów i rewolucjonistów, ale jak nacjonaliści i imperialiści. Ta rewolucja, na którą liczyliśmy w Polsce, nie powiodła się. Robotnicy i chłopi, oszukani przez Piłsudskiego i Daszyńskiego, powstali w obronie swego klasowego wroga, pozwalając, aby nasi dzielni żołnierze z Armii Czerwonej umierali z głodu, zapędzani w zasadzki, pobici na śmierć (...). Gdy Lenin mówił (...), na twarzy jego malowało się niewysłowione cierpienie" (cyt. za N. Davies, Orzeł Biały Czerwona gwiazda. Wojna polsko-bolszewicka 1919-1920, Kraków 1997, s. 270-271).
Największe znaczenie miało polskie zwycięstwo dla małych krajów bałtyckich. Słynny litewski publicysta niepodległościowy Anastar Terleckas pisał w połowie lat 90., że gdyby nie polskie zwycięstwo w 1920 r. Litwa musiałaby przeżyć dodatkowe 20 lat rosyjskiej okupacji i rusyfikacji. Co zaś oznaczałoby to dla małego, kilkumilionowego narodu litewskiego, można sobie łatwo wyobrazić. Pisząc o znaczeniu polskiego zwycięstwa dla krajów bałtyckich, warto przy okazji wspomnieć o mało znanym, a pięknym przykładzie bezpośredniej i bezinteresownej polskiej pomocy wojskowej dla Łotwy. Dnia 3 stycznia 1920 roku dwie dywizje polskie pod dowództwem generała Edwarda Rydza-Śmigłego, wspierając narodową armię łotewską, wyzwoliły z rąk bolszewików jedno z największych miast Łotwy - port Dyneburg. Józef Piłsudski, który przybył pod koniec stycznia 1920 roku do Dyneburga, by osobiście udekorować gen. Rydza-Śmigłego za zwycięską akcję Orderem Virtuti Militari, powiedział podczas uroczystego obiadu z naczelnym wodzem armii łotewskiej gen. Ballodisem oraz gen. Burtem z misji angielskiej: "Przyjemnie mi jest być w oddziale, który spotkało rzeczywiste szczęście walczyć zgodnie z tradycją polską za naszą i waszą wolność - nie tylko za wolność naszego narodu, ale i za wolność naszego sąsiada i przyjaciela" (W. Pobóg-Malinowski, op.cit., t. III, s. 403).
Słynny polonijny naukowiec ze Stanów Zjednoczonych profesor Iwo Cyprian Pogonowski opowiadał mi kiedyś historię o tym, jak po dziś dzień pamięć o polskim triumfie warszawskim 1920 roku jest deformowana przez niektórych zajadłych rzeczników żydowskiego antypolonizmu. Otóż są takie fanatyczne żydowskie środowiska w USA, które obciążają Polaków winą... za dojście Hitlera do władzy w Niemczech. Głoszą one bowiem, że gdyby Polacy nie pobili wojsk bolszewickich pod Warszawą w 1920 roku, to one dotarłyby do Niemiec i połączyły się z tamtymi siłami komunistycznymi. W Niemczech zatriumfowałaby wówczas skomunizowana lewica i Hitler nigdy nie doszedłby tam do władzy. Nie warto chyba nawet komentować tej tak niemądrej antypolskiej "logiki" wywodów!
Skutki klęski 1920 roku dla Sowietów
Poniesiona przez Rosję sowiecką klęska w wojnie z Polską miała bardzo duże znaczenie dla wewnętrznego rozwoju Związku Sowieckiego, decydująco wpływając na przymusową rezygnację Sowietów z tak niszczącego dla ludności systemu komunizmu wojennego i zmuszając do wprowadzenia dużo bardziej elastycznego NEP-u (nowej ekonomicznej polityki). Warto przypominać te fakty, bo są ciągle za mało akcentowane w historiografii polskiej i zagranicznej, choć stanowią jeszcze jeden więcej dowód doniosłości międzynarodowych skutków Bitwy Warszawskiej.
Nader przekonywujące w tym względzie wydają się uwagi Normana Daviesa w książce "Orzeł Biały Czerwona Gwiazda" (s. 278-279): "Wojna polska przyczyniła się bezspornie do kryzysu komunizmu wojennego, a w konsekwencji do wprowadzenia przez Lenina 'nowej polityki ekonomicznej' (NEP).
Latem 1920 roku na froncie polskim walczyło osiem z szesnastu armii bolszewickich.
Wojna polska była poważnym i jedynym zagranicznym przedsięwzięciem Armii Czerwonej, które wyraźnie nadwerężyło program 'komunizmu wojennego' na skutek militaryzacji kolei, nasilenia rekwizycji, wzrostu zapotrzebowania na zapasy i uzbrojenie (...). Prawdą jest również to, że nagła klęska kampanii polskiej spowodowała jesienią 1920 roku szok nie mniej powalający niż chaos, który istniał już wcześniej. Dopóki wydawało się, że Armia Czerwona broni Rosji przed 'polskimi jaśniepanami', dopóty można było usprawiedliwiać i tolerować cierpienia, których przysparzał komunizm wojenny. Wszelako od momentu podpisania rozejmu ryskiego (...) cały ten system stracił sens (...). Komunizm wojenny przestał był użyteczny i trzeba go było zastąpić czymś innym. W okresie trwania kampanii polskiej, kiedy nadzieje na eksport rewolucji były nadal żywe, NEP nie był potrzebny, w momencie klęski tej kampanii stał się logiczną koniecznością".
Dodajmy - stał się logiczną koniecznością, bo klęska pozbawiła Sowietów możliwości złupienia podbitej Polski, a w ślad za nią krajów sąsiednich, które umożliwiłoby dalsze kontynuowanie dotychczasowej polityki "komunizmu wojennego". Jak pisał cytowany już brytyjski historyk J.F.C. Fuller, klęska Sowietów w Bitwie Warszawskiej pozbawiła Rosję "możliwości grabieży, potrzebnej jej bardzo do powstrzymania beznadziejnego kryzysu ekonomicznego".
Był jednak, jak się zdaje, jeszcze jeden szczególnie ponury skutek sowieckiej klęski w wojnie z Polską w 1920 roku. Była to wciąż tląca się, nieugaszona nienawiść sowieckich przywódców bolszewickich na czele ze Stalinem do Polski, która tak mocno przekreśliła ich zaborcze i grabieżcze plany. Słynny rosyjski historyk Dymitr Wołkogonow tak tłumaczył podjętą w 1940 roku decyzję sowieckiego Biura Politycznego o rozstrzelaniu tysięcy polskich oficerów: "Była to zapewne zemsta za sromotną klęskę Rosji Radzieckiej w 1920 roku i upokarzający traktat ryski, którego, jak mówią, Stalin nie mógł Polakom wybaczyć" (D. Wołkogonow, Lenin, Warszawa 1997, s. 474).
Stalin i sowieccy enkawudziści mieli za co się mścić. Polskie zwycięstwo w 1920 roku uratowało Europę na ponad 20 lat przed potwornymi skutkami sowieckiej ekspansji i grabieży.
prof. Jerzy Robert Nowak
Friday, May 21, 2010
Żołnierze wyklęci cz. 1 przekazania "Testamentu żołnierzy i obywateli Polskiego Państwa Podziemnego" reprezentantom młodego pokolenia Polaków
Żołnierze wyklęci cz. 1 przekazania "Testamentu żołnierzy i obywateli Polskiego Państwa Podziemnego" reprezentantom młodego pokolenia Polaków
Pierwsza część uroczystości przekazania "Testamentu żołnierzy i obywateli Polskiego Państwa Podziemnego" reprezentantom młodego pokolenia Polaków, jaka odbyła się na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego 27 września 2009 roku
Partyzanci 3 kompanii por. Henryka Głowińskiego "Groźnego" ze zgrupowania mjr. Józefa Kurasia "Ognia". "Groźny", stoi trzeci z lewej, za nim stoi Antoni Wąsowicz "Roch".
Oddział "Rocha", czyli pozostałości 3 kompanii zgrupowania "Ognia" był oddziałem, który kontynuując podziemną działalność postanowił także zastosować represje wobec ujawniających się "ogniowców". Najbardziej znaną tego typu akcją był zamach na Bogusława Szokalskiego "Herkulesa", byłego adiutanta „Ognia”, oraz na jego narzeczoną Albinę Zborowską „Baśkę”, do którego doszło 23 marca 1947 r. W jego wyniku Zborowska została zastrzelona, a Szokalski ciężko ranny. Powodem zamachu na te osoby był nie tylko fakt ich ujawnienia wobec władz, ale także przypuszczenia, że podjęli oni jeszcze za życia „Ognia” współpracę z UB1.
Zaznaczyć należy, że podziemie funkcjonowało wówczas w bardzo trudnych warunkach, gdyż współpracujący dotychczas z partyzantami górale, czyli tzw. „terenówka bandy”, jak określali to funkcjonariusze UB, w dużej części także postanowili skorzystać z amnestii. Sytuacja w Gorcach była na tyle niesprzyjająca dalszej działalności, że dowodzący 3 kompanią Antoni Wąsowicz „Roch” razem z jeszcze dwoma innymi „ogniowcami” (Adamem Domalikiem i Edwardem Superganem) postanowił przerwać walkę i przez Czechosłowację i Austrię przedostać się na Zachód. Partyzanci zaopatrzeni w broń krótką i granaty 7 maja opuścili Polskę. Niestety, próba ta zakończyła się niepowodzeniem i aresztowaniem całej trójki na terenie Austrii 12 maja 1947 r. Antoni Wąsowicz i Adam Domalik zostali następnie przekazani władzom polskim i na mocy wyroku Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie skazani na karę śmierci, którą wykonano 24 lutego 1948 r. Supergan uratował życie, ale trafił na wiele lat do więzienia.
Oddział "Wiarusy" w 1947 r. - pierwszy z lewej dowódca Józef Świder "Mściciel", drugi z-ca dowódcy Dymitr Zasulski "Czarny", za nim Mieczysław Łysek "Grandziarz". Klęczy od lewej Adam Półtorak "Wicher", N.N.
Wiarusy 1947 r. Od lewej: Adam Półtorak "Wicher", N.N., Adam Papież, Mieczysław Łysek "Grandziarz", Dymitr Zasulski "Czarny".
Wiarusy 1947 r. Od lewej: Adam Półtorak "Wicher", Adam Papież, Mieczysław Łysek "Grandziarz", Dymitr Zasulski "Czarny", N.N.
Klęczy Dymitr Zasulski "Czarny", przy rkm-ie leży Mieczysława Łysek "Grandziarz".
W Gorcach pozostała zaledwie kilkuosobowa grupa partyzantów, na czele z Józefem Świdrem „Pucułą”, który po objęciu nad nią dowództwa zmienił swój pseudonim na „Mściciel”. Dwudziestoletni Świder, dotychczas szeregowy żołnierz 3 kompanii, okazał się być dobrym organizatorem – oddział oficjalnie już działający pod nazwą „Wiarusy” rozbudował do stanu kilkunastoosobowego, wzmocnił też sieć współpracowników i informatorów grupy. W obawie przed stale narastającymi represjami UB z powrotem w góry trafiali kolejni byli żołnierze „Ognia”. Głośnym echem odbiła się w tym czasie sprawa śmierci ujawnionego partyzanta Kazimierza Białońskiego „Rudego”, którego zastrzelono w jednej z zakopiańskich restauracji.
Do lasu uciekano więc z jednej strony nie chcąc trafić do więzienia, a z drugiej w obawie o własne życie. „Wiarusy” pod dowództwem „Mściciela” działali aż do 18 lutego 1948 r., kiedy to Józef Świder zginął w potyczce z UB w Lubniu, a pochwycony wówczas Marian Kozłecki „Grzmot” poprowadził 20 lutego obławę na leśny obóz oddziału, którym była ziemianka położona między Harklową a Ochotnicą.
Fotografia Józefa Świdra „Mściciela” zastrzelonego przez UB w walce 18 lutego 1948 r., wraz z opisem sporządzonym przez bezpiekę.
Po tych wydarzeniach grupę scalił na nowo Tadeusz Dymel „Srebrny”, nie należący wcześniej do zgrupowania „Ognia”. Oddział liczył około 10 osób, nie posiadał stałej bazy, korzystając przede wszystkim z gościnności gorczańskich górali. W lipcu 1948 r. doszło do niejasnego do dzisiaj podziału w obrębie grupy. Według opinii oficerów UB miał on nastąpić na tle okupacyjnej przeszłości „Srebrnego”. Był on bowiem w 1947 r. oskarżony o to, że w czasie wojny współpracował z Gestapo (tajną niemiecką policją państwową) w Nowym Sączu. Nie został jednak osądzony, gdyż uciekł z rozprawy i wraz ze swoim szwagrem Edwardem Skórnógiem dołączył do dowodzonego przez „Mściciela” oddziału „Wiarusy”. Jak dotąd nie udało się w pełni ani potwierdzić, ani obalić tezy o współpracy Dymela z Niemcami2.
Po podziale przy „Srebrnym” pozostali: Stanisław Ludzia „Dzielny”, „Harnaś” (ujawniony w 1947 r. były adiutant „Ognia”), Edward Skórnóg „Szatan” oraz Mieczysław Łysek „Grandziarz”.
Odeszli natomiast bracia Samborscy – Kajetan „Lot”, „Teściowa” i Stanisław „Bratek”, „Duch”, Zbigniew Zarębski „Kanciarz” oraz Henryk Machała „Jaksa”, „Gryf”. Na czele grupy stanął „Teściowa”, a oddział przyjął nazwę „Zorza”. Nie działał jednak długo, gdyż już w październiku 1948 r. zawiesił akcje zbrojne, a broń ukrył u Józefa Kościelniaka w Rabce. Partyzanci wyposażeni tylko w pistolety i granaty udali się do Bielska, gdzie zamierzali przeczekać niesprzyjający walce w górach okres zimowy. Podczas podróży pociągiem zostali jednak zdemaskowani: na stacji w Wadowicach wywiązała się strzelanina, podczas której śmierć ponieśli dwaj cywile i milicjant. Zdarzenie to skłoniło Kajetana Samborskiego do zmiany planów. Podjął on mianowicie decyzje o przedostaniu się przez „zieloną granicę” do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Wyprawa miała miejsce w listopadzie 1948 r. i zakończyła się niepowodzeniem.
Od lewej: ps. "Saper", Mieczysław Łysek "Grandziarz", Stanisław Ludzia "Harnaś".
Już na terenie Czechosłowacji „Teściowa” i „Kanciarz” zginęli zastrzeleni przez funkcjonariuszy tamtejszej bezpieki. Lekko ranny Stanisław Samborski „Bratek” został wydany władzom polskim i po śledztwie skazany na śmierć. Henryk Machała „Gryf”, który nie brał udziału w wyjeździe, powrócił w Gorce do „Wiarusów”, którymi po śmierci „Srebrnego” w październiku 1948 r. dowodził już Stanisław Ludzia „Harnaś”.
W ten sposób połączona grupa, powiększona o Jana Jankowskiego „Groźnego”, Leona Zagatę „Złoma”, a później także Stanisława Janczego „Pruta”, działała aż do ostatecznego rozbicia w lipcu 1949 r.
Jan Jankowski "Groźny", partyzant oddziału "Wiarusy", stracony przez komunistów 12 I 1950 r.
Henryk Machała "Gryf", partyzant oddziału "Wiarusy", stracony przez komunistów 12 I 1950 r.
Rozbicie oddziału partyzanckiego „Wiarusy” nastręczało bezpiece bardzo wiele trudności. Akcje prowadzone nieprzerwanie od 1947 r. tylko okresowo wpływały na dezorganizacje działalności grupy, nie mogły jednak doprowadzić do jej zupełnego unieszkodliwienia. Oddział pomimo tego, że tracił swoich najbardziej doświadczonych żołnierzy, także dowódców (Józef Świder, Dymitr Zasulski, Tadeusz Dymel), istniał dalej i zdolny był do prowadzenia działań bojowych na terenie całego powiatu nowotarskiego. Znamiennym jest fakt, że największym sukcesem UB było rozbicie „Zorzy” w 1948 r., a więc akcja sprowokowana tak naprawdę przez samych partyzantów, którzy opuścili góry i próbowali przedostać się na Zachód. Od tego momentu wzmogły się także obławy i aresztowania na samym Podhalu, na co niemały wpływ miały zeznania członków „Zorzy”: Stanisława Samborskiego „Orlika” oraz Bronisławy Zarębskiej (Luschanek). Pomimo intensywnych poszukiwań nie udało się jednak wytropić ukrywających się w swoich „melinach” żołnierzy podziemia, nad którymi z początkiem 1949 r. dowództwo objął Stanisław Ludzia „Harnaś”.
Na pierwszym planie (z lewej) stoi Stanisław Ludzia "Harnaś".
Pomimo niepowodzeń powstawały kolejne plany rozbicia „Wiarusów”. Początkowo dążono do ujęcia partyzantów poprzez system kontrolowanych przez agenturę i współpracowników UB „bezpiecznych kryjówek”. Nie doceniono jednak faktu, że oddział posiadał cały szereg zaufanych ludzi, którzy nie byli przez UB rozpracowani, a pełnili funkcję informatorów, zapewniając także partyzantom kwaterunek. Wiosną 1949 r. oddział wyszedł z ukrycia i wznowił działalność, przeprowadzając szereg akcji rekwizycyjnych oraz wymierzonych we współpracowników nowej władzy (m.in. zarekwirowano towary w spółdzielni w Nowej Białej 1 kwietnia 1949 r.).
Pieczęć „Wiarusów" – III Kompania AK.
Skłoniło to funkcjonariuszy do opracowania nowego sposobu likwidacji grupy – tym razem przez wprowadzenie do niej agenta. Próba taka miała miejsce już rok wcześniej w maju 1948 r., kiedy to do „Wiarusów” dołączył Franciszek Mierwa „Łosoś” z Długopola, były partyzant ze zgrupowania „Ognia”, którego dwa miesiące wcześniej bezpieka skłoniła do współpracy. Przyjął on wówczas pseudonim „Wiśniewski”. Miał on za zadanie wejść w skład oddziału, zyskać zaufanie dowódcy, a następnie skłonić go do udania się w rejon Długopola, gdzie przygotowana była już przez UB zasadzka. Plan ten nie powiódł się, przede wszystkim dlatego, że Mierwa będąc w oddziale i przemieszczając się wraz z nim, nie miał dostatecznej możliwości informowania UB o ruchach grupy, nie był też w stanie skłonić „Srebrnego” do przejścia w rejon Długopola. Mimo to, dzięki jego staraniom udało się ustalić szereg współpracowników oddziału, a także aresztować jej nowego członka – Franciszka Szeligę. 14 lipca 1948 r. donosił on m.in. o przejściu „Wiarusów” przez Ochotnicę Dolną, później jednak utracił z partyzantami kontakt i powrócił do Długopola. Tam od 1949 r. ukrywał się zarówno przed „Wiarusami”, jak i przed UB. Władze zlokalizowały jego miejsce zamieszkania dopiero w 1951 r.
--------------------------------------------------------------------------------
1. Według dostępnych autorowi materiałów ani Szokalski, ani Zborowska nie współpracowali z bezpieką. Z końcem 1946 r. zostali wysłani przez Kurasia na Ziemie Zachodnie, skąd wrócili dopiero po ogłoszeniu amnestii w lutym 1947 r. Według niepotwierdzonych opinii niektórych członków Zgrupowania „Błyskawica” mieli oni dopuścić się defraudacji sporej sumy pieniędzy, przekazanej im dla celów służbowych przez „Ognia”. Również ten fakt zaważyć miał na decyzji o ich likwidacji.
2. Dymel był do 11 listopada 1944 r. zastępcą komendanta, wywodzącej się z oddziału BCh „Zyndram”, placówki AK w Łącku. Poszukiwany był równocześnie przez dowódcę 9 kompanii 1 psp AK por. Juliana Zubka „Tatara”, który chciał na nim wykonać wyrok śmierci. Istnieją przesłanki świadczące o tym, że Dymel nawiązał kontakt z BCh właśnie dlatego, że był podejrzewany przez AK o kontakty z Gestapo. Co ciekawe, w styczniu 1945 r. to właśnie Dymel razem z Edwardem Skórnógiem pomogli partyzantom radzieckim ze zgrupowania mjr./ppłk Iwana Zołotara wysadzić niemieckie magazyny na Zamku Jagiellońskim w Nowym Sączu. Ich nazwiska zostały jednak skrzętnie pominięte w polskim wydaniu wspomnień Zołotara, zapewne by nie kojarzono sowieckich partyzantów z „reakcyjnymi bandami”.
Pierwsza część uroczystości przekazania "Testamentu żołnierzy i obywateli Polskiego Państwa Podziemnego" reprezentantom młodego pokolenia Polaków, jaka odbyła się na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego 27 września 2009 roku
Partyzanci 3 kompanii por. Henryka Głowińskiego "Groźnego" ze zgrupowania mjr. Józefa Kurasia "Ognia". "Groźny", stoi trzeci z lewej, za nim stoi Antoni Wąsowicz "Roch".
Oddział "Rocha", czyli pozostałości 3 kompanii zgrupowania "Ognia" był oddziałem, który kontynuując podziemną działalność postanowił także zastosować represje wobec ujawniających się "ogniowców". Najbardziej znaną tego typu akcją był zamach na Bogusława Szokalskiego "Herkulesa", byłego adiutanta „Ognia”, oraz na jego narzeczoną Albinę Zborowską „Baśkę”, do którego doszło 23 marca 1947 r. W jego wyniku Zborowska została zastrzelona, a Szokalski ciężko ranny. Powodem zamachu na te osoby był nie tylko fakt ich ujawnienia wobec władz, ale także przypuszczenia, że podjęli oni jeszcze za życia „Ognia” współpracę z UB1.
Zaznaczyć należy, że podziemie funkcjonowało wówczas w bardzo trudnych warunkach, gdyż współpracujący dotychczas z partyzantami górale, czyli tzw. „terenówka bandy”, jak określali to funkcjonariusze UB, w dużej części także postanowili skorzystać z amnestii. Sytuacja w Gorcach była na tyle niesprzyjająca dalszej działalności, że dowodzący 3 kompanią Antoni Wąsowicz „Roch” razem z jeszcze dwoma innymi „ogniowcami” (Adamem Domalikiem i Edwardem Superganem) postanowił przerwać walkę i przez Czechosłowację i Austrię przedostać się na Zachód. Partyzanci zaopatrzeni w broń krótką i granaty 7 maja opuścili Polskę. Niestety, próba ta zakończyła się niepowodzeniem i aresztowaniem całej trójki na terenie Austrii 12 maja 1947 r. Antoni Wąsowicz i Adam Domalik zostali następnie przekazani władzom polskim i na mocy wyroku Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie skazani na karę śmierci, którą wykonano 24 lutego 1948 r. Supergan uratował życie, ale trafił na wiele lat do więzienia.
Oddział "Wiarusy" w 1947 r. - pierwszy z lewej dowódca Józef Świder "Mściciel", drugi z-ca dowódcy Dymitr Zasulski "Czarny", za nim Mieczysław Łysek "Grandziarz". Klęczy od lewej Adam Półtorak "Wicher", N.N.
Wiarusy 1947 r. Od lewej: Adam Półtorak "Wicher", N.N., Adam Papież, Mieczysław Łysek "Grandziarz", Dymitr Zasulski "Czarny".
Wiarusy 1947 r. Od lewej: Adam Półtorak "Wicher", Adam Papież, Mieczysław Łysek "Grandziarz", Dymitr Zasulski "Czarny", N.N.
Klęczy Dymitr Zasulski "Czarny", przy rkm-ie leży Mieczysława Łysek "Grandziarz".
W Gorcach pozostała zaledwie kilkuosobowa grupa partyzantów, na czele z Józefem Świdrem „Pucułą”, który po objęciu nad nią dowództwa zmienił swój pseudonim na „Mściciel”. Dwudziestoletni Świder, dotychczas szeregowy żołnierz 3 kompanii, okazał się być dobrym organizatorem – oddział oficjalnie już działający pod nazwą „Wiarusy” rozbudował do stanu kilkunastoosobowego, wzmocnił też sieć współpracowników i informatorów grupy. W obawie przed stale narastającymi represjami UB z powrotem w góry trafiali kolejni byli żołnierze „Ognia”. Głośnym echem odbiła się w tym czasie sprawa śmierci ujawnionego partyzanta Kazimierza Białońskiego „Rudego”, którego zastrzelono w jednej z zakopiańskich restauracji.
Do lasu uciekano więc z jednej strony nie chcąc trafić do więzienia, a z drugiej w obawie o własne życie. „Wiarusy” pod dowództwem „Mściciela” działali aż do 18 lutego 1948 r., kiedy to Józef Świder zginął w potyczce z UB w Lubniu, a pochwycony wówczas Marian Kozłecki „Grzmot” poprowadził 20 lutego obławę na leśny obóz oddziału, którym była ziemianka położona między Harklową a Ochotnicą.
Fotografia Józefa Świdra „Mściciela” zastrzelonego przez UB w walce 18 lutego 1948 r., wraz z opisem sporządzonym przez bezpiekę.
Po tych wydarzeniach grupę scalił na nowo Tadeusz Dymel „Srebrny”, nie należący wcześniej do zgrupowania „Ognia”. Oddział liczył około 10 osób, nie posiadał stałej bazy, korzystając przede wszystkim z gościnności gorczańskich górali. W lipcu 1948 r. doszło do niejasnego do dzisiaj podziału w obrębie grupy. Według opinii oficerów UB miał on nastąpić na tle okupacyjnej przeszłości „Srebrnego”. Był on bowiem w 1947 r. oskarżony o to, że w czasie wojny współpracował z Gestapo (tajną niemiecką policją państwową) w Nowym Sączu. Nie został jednak osądzony, gdyż uciekł z rozprawy i wraz ze swoim szwagrem Edwardem Skórnógiem dołączył do dowodzonego przez „Mściciela” oddziału „Wiarusy”. Jak dotąd nie udało się w pełni ani potwierdzić, ani obalić tezy o współpracy Dymela z Niemcami2.
Po podziale przy „Srebrnym” pozostali: Stanisław Ludzia „Dzielny”, „Harnaś” (ujawniony w 1947 r. były adiutant „Ognia”), Edward Skórnóg „Szatan” oraz Mieczysław Łysek „Grandziarz”.
Odeszli natomiast bracia Samborscy – Kajetan „Lot”, „Teściowa” i Stanisław „Bratek”, „Duch”, Zbigniew Zarębski „Kanciarz” oraz Henryk Machała „Jaksa”, „Gryf”. Na czele grupy stanął „Teściowa”, a oddział przyjął nazwę „Zorza”. Nie działał jednak długo, gdyż już w październiku 1948 r. zawiesił akcje zbrojne, a broń ukrył u Józefa Kościelniaka w Rabce. Partyzanci wyposażeni tylko w pistolety i granaty udali się do Bielska, gdzie zamierzali przeczekać niesprzyjający walce w górach okres zimowy. Podczas podróży pociągiem zostali jednak zdemaskowani: na stacji w Wadowicach wywiązała się strzelanina, podczas której śmierć ponieśli dwaj cywile i milicjant. Zdarzenie to skłoniło Kajetana Samborskiego do zmiany planów. Podjął on mianowicie decyzje o przedostaniu się przez „zieloną granicę” do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Wyprawa miała miejsce w listopadzie 1948 r. i zakończyła się niepowodzeniem.
Od lewej: ps. "Saper", Mieczysław Łysek "Grandziarz", Stanisław Ludzia "Harnaś".
Już na terenie Czechosłowacji „Teściowa” i „Kanciarz” zginęli zastrzeleni przez funkcjonariuszy tamtejszej bezpieki. Lekko ranny Stanisław Samborski „Bratek” został wydany władzom polskim i po śledztwie skazany na śmierć. Henryk Machała „Gryf”, który nie brał udziału w wyjeździe, powrócił w Gorce do „Wiarusów”, którymi po śmierci „Srebrnego” w październiku 1948 r. dowodził już Stanisław Ludzia „Harnaś”.
W ten sposób połączona grupa, powiększona o Jana Jankowskiego „Groźnego”, Leona Zagatę „Złoma”, a później także Stanisława Janczego „Pruta”, działała aż do ostatecznego rozbicia w lipcu 1949 r.
Jan Jankowski "Groźny", partyzant oddziału "Wiarusy", stracony przez komunistów 12 I 1950 r.
Henryk Machała "Gryf", partyzant oddziału "Wiarusy", stracony przez komunistów 12 I 1950 r.
Rozbicie oddziału partyzanckiego „Wiarusy” nastręczało bezpiece bardzo wiele trudności. Akcje prowadzone nieprzerwanie od 1947 r. tylko okresowo wpływały na dezorganizacje działalności grupy, nie mogły jednak doprowadzić do jej zupełnego unieszkodliwienia. Oddział pomimo tego, że tracił swoich najbardziej doświadczonych żołnierzy, także dowódców (Józef Świder, Dymitr Zasulski, Tadeusz Dymel), istniał dalej i zdolny był do prowadzenia działań bojowych na terenie całego powiatu nowotarskiego. Znamiennym jest fakt, że największym sukcesem UB było rozbicie „Zorzy” w 1948 r., a więc akcja sprowokowana tak naprawdę przez samych partyzantów, którzy opuścili góry i próbowali przedostać się na Zachód. Od tego momentu wzmogły się także obławy i aresztowania na samym Podhalu, na co niemały wpływ miały zeznania członków „Zorzy”: Stanisława Samborskiego „Orlika” oraz Bronisławy Zarębskiej (Luschanek). Pomimo intensywnych poszukiwań nie udało się jednak wytropić ukrywających się w swoich „melinach” żołnierzy podziemia, nad którymi z początkiem 1949 r. dowództwo objął Stanisław Ludzia „Harnaś”.
Na pierwszym planie (z lewej) stoi Stanisław Ludzia "Harnaś".
Pomimo niepowodzeń powstawały kolejne plany rozbicia „Wiarusów”. Początkowo dążono do ujęcia partyzantów poprzez system kontrolowanych przez agenturę i współpracowników UB „bezpiecznych kryjówek”. Nie doceniono jednak faktu, że oddział posiadał cały szereg zaufanych ludzi, którzy nie byli przez UB rozpracowani, a pełnili funkcję informatorów, zapewniając także partyzantom kwaterunek. Wiosną 1949 r. oddział wyszedł z ukrycia i wznowił działalność, przeprowadzając szereg akcji rekwizycyjnych oraz wymierzonych we współpracowników nowej władzy (m.in. zarekwirowano towary w spółdzielni w Nowej Białej 1 kwietnia 1949 r.).
Pieczęć „Wiarusów" – III Kompania AK.
Skłoniło to funkcjonariuszy do opracowania nowego sposobu likwidacji grupy – tym razem przez wprowadzenie do niej agenta. Próba taka miała miejsce już rok wcześniej w maju 1948 r., kiedy to do „Wiarusów” dołączył Franciszek Mierwa „Łosoś” z Długopola, były partyzant ze zgrupowania „Ognia”, którego dwa miesiące wcześniej bezpieka skłoniła do współpracy. Przyjął on wówczas pseudonim „Wiśniewski”. Miał on za zadanie wejść w skład oddziału, zyskać zaufanie dowódcy, a następnie skłonić go do udania się w rejon Długopola, gdzie przygotowana była już przez UB zasadzka. Plan ten nie powiódł się, przede wszystkim dlatego, że Mierwa będąc w oddziale i przemieszczając się wraz z nim, nie miał dostatecznej możliwości informowania UB o ruchach grupy, nie był też w stanie skłonić „Srebrnego” do przejścia w rejon Długopola. Mimo to, dzięki jego staraniom udało się ustalić szereg współpracowników oddziału, a także aresztować jej nowego członka – Franciszka Szeligę. 14 lipca 1948 r. donosił on m.in. o przejściu „Wiarusów” przez Ochotnicę Dolną, później jednak utracił z partyzantami kontakt i powrócił do Długopola. Tam od 1949 r. ukrywał się zarówno przed „Wiarusami”, jak i przed UB. Władze zlokalizowały jego miejsce zamieszkania dopiero w 1951 r.
--------------------------------------------------------------------------------
1. Według dostępnych autorowi materiałów ani Szokalski, ani Zborowska nie współpracowali z bezpieką. Z końcem 1946 r. zostali wysłani przez Kurasia na Ziemie Zachodnie, skąd wrócili dopiero po ogłoszeniu amnestii w lutym 1947 r. Według niepotwierdzonych opinii niektórych członków Zgrupowania „Błyskawica” mieli oni dopuścić się defraudacji sporej sumy pieniędzy, przekazanej im dla celów służbowych przez „Ognia”. Również ten fakt zaważyć miał na decyzji o ich likwidacji.
2. Dymel był do 11 listopada 1944 r. zastępcą komendanta, wywodzącej się z oddziału BCh „Zyndram”, placówki AK w Łącku. Poszukiwany był równocześnie przez dowódcę 9 kompanii 1 psp AK por. Juliana Zubka „Tatara”, który chciał na nim wykonać wyrok śmierci. Istnieją przesłanki świadczące o tym, że Dymel nawiązał kontakt z BCh właśnie dlatego, że był podejrzewany przez AK o kontakty z Gestapo. Co ciekawe, w styczniu 1945 r. to właśnie Dymel razem z Edwardem Skórnógiem pomogli partyzantom radzieckim ze zgrupowania mjr./ppłk Iwana Zołotara wysadzić niemieckie magazyny na Zamku Jagiellońskim w Nowym Sączu. Ich nazwiska zostały jednak skrzętnie pominięte w polskim wydaniu wspomnień Zołotara, zapewne by nie kojarzono sowieckich partyzantów z „reakcyjnymi bandami”.
Monday, May 17, 2010
Bronisław Komorowski i jego kolesie czy za taka Polske zginela Inka w 1946?
Bronisław Komorowski i jego kolesie czy za taka Polske zginela Inka w 1946?
Pan Piotr Szubarczyk, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej w Gdańsku, podaje nazwiska morderców z Urzędu Bezpieczeństwa, komunistycznego sądownictwa i prokuratury odpowiedzialnych za śmierć INKI, zbrodniarzy bezkarnych do dziś...
Fragment reportażu poświęconego pamięci Danuty Siedzikówny Inki, zrealizowanego i wyemitowanego przez TV Trwam w 2007 roku.
Nasz kandydat już rok wczesniej życzył śmierci Lechowi Kaczyńskiemu?
Sprzedam Polskę – msp.gov.pl
Opublikował/a Włodek Kuliński - Wirtualna Polonia w dniu 2010-05-17
Minister skarbu zamieścił w tygodniku “The Economist” ogłoszenie o sprzedaży ponad 670 polskich spółek z ponad 40 sektorów gospodarkiPod ręką Platformy Obywatelskiej Polska od trzech lat żyje z wyprzedaży majątku poprzednich pokoleń i zaciągania długów na koszt przyszłych. Ekonomiści biją na alarm: sprzedaż strategicznych sektorów gospodarki na rzecz zagranicznych inwestorów nie zasypie dziury budżetowej, za to zwiększy finansowy drenaż Polski i narazi nasz kraj na “wrogie przejęcie”. Prywatyzowanie w kryzysie jest nieracjonalne m.in. dlatego, że firmy prywatne mają teraz znacznie gorszy dostęp do kapitału niż państwa, które są w ocenie rynków bardziej wiarygodnym partnerem w czasach kryzysu.
Gorączkowo szukając pieniędzy na łatanie dziur budżetowych, rząd sprzedaje, co się da, bez względu na to, czy prywatyzacja firmy ma uzasadnienie gospodarcze, czy też nie ma. Wpływy ze sprzedaży majątku państwowego zaplanowano w tym roku na 25 mld zł, ale minister Aleksander Grad licytuje w górę, utrzymując, że sięgną nawet 30 mld złotych. Miliard w górę czy w dół nie zmienia jednak obrazu sytuacji: mimo totalnej wyprzedaży majątku rząd nie zdoła ograniczyć dziury budżetowej do zaplanowanych rozmiarów, czyli 52 mld złotych.
- Szacujemy, że już dziś rzeczywisty deficyt budżetu wynosi 90 mld złotych. Pod koniec roku dług publiczny sięgnie 780-800 mld zł – ocenia główny ekonomista SKOK Janusz Szewczak.
- Prywatyzacyjny rozmach rządu doszedł do punktu, gdy trzeba powiedzieć – nie! Ludzie są zgorszeni beztroską, z jaką rząd wyprzedaje majątek publiczny budowany przez pokolenia – mówi poseł Gabriela Masłowska (PiS), ekonomistka.
Po giełdowym debiucie PZU, za sprawą którego udział Skarbu Państwa w naszej największej ubezpieczeniowej spółce spadł z ponad 50 proc. do 46 proc., rząd przymierza się do sprzedaży zakładów wielkiej syntezy chemicznej. Pod młotek pójdą Zakłady Azotowe Puławy i Zakłady Chemiczne Police. W ostatnich dniach Ministerstwo Skarbu Państwa wystosowało zaproszenie do składania ofert. W obu spółkach rząd zamierza pozbyć się na rzecz inwestora strategicznego większościowych pakietów akcji. Niewykluczone, że jeden nabywca przejmie oba przedsiębiorstwa lub sprywatyzowane zostanie jedno z nich. To tzw. druga grupa chemiczna. Po niej przyjdzie kolej na pierwszą grupę, tj. Ciech, Zakłady Azotowe w Tarnowie (ZAT) i Zakłady Azotowe w Kędzierzynie (ZAK), których w pierwszym podejściu nie udało się sprywatyzować. Niemiecka grupa PCC, która miała wyłączność na negocjacje kupna ZAK i ZAT, zaoferowała tak niekorzystne warunki zapłaty, że strona polska zmuszona była zamknąć ten etap bez rozstrzygnięcia.
Do sprzedaży przeznaczona jest energetyka. Rząd chce zbyć udziały w największych grupach energetycznych – PGE i Tauron. Dotąd była mowa o zachowaniu w rękach Skarbu Państwa strategicznych pakietów akcji, ale minister Aleksander Grad wycofuje się rakiem z tych obietnic. Według ostatnich informacji, w Tauronie ma być sprzedane nie 20 proc., a… 52 proc. akcji. W ręce inwestora trafi też w całości grupa energetyczna Enea. To drugie podejście do prywatyzacji, w pierwszym – prowadzonym w dołku kryzysu – nie wyłoniono nabywcy. Na sprzedaż trafi też pakiet 13 proc. akcji w koncernie naftowym LOTOS, 10 proc. akcji w KGHM “Polska Miedź”, mniejszościowe pakiety w spółkach paliwowych, część spółek związanych z sektorem obronnym, firmy farmaceutyczne oraz dalsze 65 proc. akcji lubelskiej kopalni węgla kamiennego Bogdanka, która zadebiutowała na giełdzie w połowie ubiegłego roku.
Do końca roku ma rozpocząć się sprzedaż warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych – najważniejszej instytucji infrastruktury rynku kapitałowego. Akcje giełdy mają zadebiutować na jej własnym parkiecie. W ubiegłym roku w ostatniej chwili udało się powstrzymać ministra Grada przed wyjątkowo niekorzystną dla gospodarki i samej giełdy sprzedażą GPW inwestorowi branżowemu – niemieckiej Deutsche Boerse.
- Rząd sprzedaje strategiczne dziedziny gospodarki, nie bacząc na kryzys, bo jedyne, co go zaprząta, to narastające kłopoty z płynnością budżetu. Ten gabinet kompletnie nie rozumie, w jakim kierunku rozwija się sytuacja na świecie, i źle nas pozycjonuje – uważa Jerzy Bielewicz, prezes Stowarzyszenia “Przejrzysty Rynek”. – Katastrofa finansowa Grecji to zaledwie czubek góry lodowej, zwiastun kolejnej fali globalnego kryzysu finansowego, który tym razem uderzy najsilniej w Europę, grożąc jej rozpadem – ostrzega finansista.
- Na razie trwa cisza przez burzą, ale musimy mieć świadomość, że brak gruntownej reformy globalnego systemu finansowego spycha świat w kierunku konfliktu. W takiej chwili finanse, obronność, energetyka – to dziedziny, które rządy innych państw mocno dzierżą w ręku – podkreśla Bielewicz.
Zwraca też uwagę, że prywatyzowanie w kryzysie jest nieracjonalne także z tego powodu, że firmy prywatne, w tym największe korporacje, mają obecnie znacznie gorszy dostęp do kapitału niż państwa, które są w ocenie rynków bardziej wiarygodnym partnerem w czasach kryzysu.
- Kredyt korporacyjny obecnie nie istnieje, z wyjątkiem Azji. Banki, w obawie przed stratami, nie chcą pożyczać wielkim korporacjom, a jeśli oferują kredyt, to na bardzo wysoki procent. Tymczasem polskie obligacje rządowe są oprocentowane na poziomie 5 proc., dostęp do kapitału jest więc dla sektora państwowego łatwiejszy – ocenia Bielewicz. – Wejście na giełdę to jednorazowy zastrzyk kapitału, potem prywatny inwestor musi drożej płacić, gdy pożycza na rynkach finansowych – zauważa.
Drenaż kapitału i rynku pracy
- Prywatyzacja na rzecz zagranicznych inwestorów wypycha miejsca pracy z Polski – zwraca uwagę inny finansista związany z Narodowym Bankiem Polskim. Jak tłumaczy, gdy zagraniczny inwestor nabywa akcje w polskiej spółce, dokonując wymiany miliardów środków walutowych na złote, podbija tym samym kurs złotego, czyniąc nasz eksport mniej opłacalnym. Dlatego rezultatem masowej prywatyzacji z udziałem kapitału zagranicznego jest zjawisko przesuwania się miejsc pracy z Polski za granicę.
- Zamieniamy aktywa kapitałowe, które dawałyby nam wieloletnie dochody w kraju, na jednorazową konsumpcję. I to ma być interes? – pyta retorycznie. O ile prywatyzacja na rzecz kapitału zagranicznego niesie negatywne konsekwencje, to prywatyzacja w warunkach kryzysu jest – zdaniem naszego rozmówcy – szkodliwa w dwójnasób.
- Kryzys ma to do siebie, że powoduje zasysanie środków z peryferii globalnych korporacji do centrali, a więc w kierunku odwrotnym niż w czasach prosperity, gdy kapitał dokonuje ekspansji i inwestuje za granicą – wyjaśnia. Oznacza to, że środki finansowe wypracowane w polskich spółkach z chwilą wejścia zagranicznego inwestora strategicznego będą transferowane za granicę poprzez wypłatę zysków, ucieczkę przed podatkami, stosowanie cen transferowych etc. Szczególnie jaskrawo proceder ten widoczny jest w spółkach o charakterze finansowym, tj. bankach i firmach ubezpieczeniowych – np. ING w kryzysie dokonało wielomiliardowej lokaty w zagranicznym banku-matce, jeden z banków wypłacił akcjonariuszom dywidendę przekraczającą zysk itp. Z kolei ceny transferowe to sposób na wyprowadzanie zysków przez zagraniczne sieci supermarketów i firmy, których produkty cechuje wysoki “wsad importowy”.
Premier Donald Tusk i minister Aleksander Grad upatrują “cudownego lekarstwa” w prywatyzacji poprzez giełdę, gdy miejsce zagranicznego inwestora strategicznego zajmuje mniej lub bardziej rozproszony akcjonariat. Wygląda jednak na to, że pokusa drenażu finansowego bynajmniej nie omija spółek giełdowych, tyle że beneficjent się zmienia.
- Spółki o rozproszonym akcjonariacie stają się de facto własnością menedżerów, a akcjonariusze pozostają bez wpływu na zarządzanie. Na przykład włoski UniCredit kontrolowany jest przez kilka fundacji posiadających większe pakiety akcji, a te fundacje kontroluje… zarząd – tłumaczy Bielewicz.
- Amerykańskie banki, które zdefraudowały ogromne pieniądze i zostały wzięte na garnuszek podatników, to przecież… spółki giełdowe – przypomina. Dowodem na to, że menedżerowie firm giełdowych stają się quasi-właścicielami, są np. astronomiczne wynagrodzenia zarządów, niezależne od wyników firmy. – Jak wyliczono w Stanach Zjednoczonych, dochody głównych menedżerów Goldman Sachs przekraczają kwoty dywidend na rzecz akcjonariuszy – podaje przykład.
- Twierdzenie, jakoby prywatyzacja w każdym wypadku gwarantowała szybszy wzrost, jest gołosłowne – twierdzi dr Gabriela Masłowska, ekonomistka, poseł PiS. – Dowodem jest szybki rozwój krajów Dalekiego Wschodu, które – w przeciwieństwie do Polski – odrzuciły plan totalnej prywatyzacji zalecany przez tzw. Konsensus Waszyngtoński [ultraliberalny program gospodarczy MFW i BŚ dla krajów słabo rozwiniętych przedstawiony w 1989 r. - przyp. red.].
Prywatyzacja to nie panaceum
- Najpierw warto zapytać rząd, gdzie się podziało ponad 100 mld zł z dotychczasowej prywatyzacji prowadzonej od początku transformacji. Czy dzięki wyprzedaży tego majątku mamy wyższe emerytury? Czy za te pieniądze zbudowano autostrady? Czy Polacy stali się właścicielami fabryk? Czy budżet ma wyższe wpływy podatkowe? – pyta retorycznie Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK. – Powiedzmy wreszcie otwarcie: to była od początku koncepcja pozbawiona perspektywy, ograniczona do doraźnego zatykania luk w finansach publicznych dochodami z wyprzedaży majątku pokoleń – zaznacza.
- Totalna prywatyzacja nie jest panaceum na problemy gospodarcze, przeciwnie – w wielu wypadkach może zaszkodzić – twierdzi Jerzy Bielewicz. Każda dziedzina gospodarki wymaga – jego zdaniem – odrębnej strategii, jeśli chodzi o status własnościowy.
- Po co sprzedawać energetykę inwestorom zagranicznym? Wiadomo, że środki na niezbędne inwestycje będą pozyskiwać na polskim rynku przez zawyżanie cen energii, co narazi polską gospodarkę na utratę konkurencyjności. Po co pozbywać się kontroli nad PZU, PKO BP czy GPW? Inwestorzy przejmują dochodowe spółki finansowe po to, by z nich czerpać zyski, a nie dokładać. Na Zachodzie zaledwie 20 proc. tego sektora znajduje się w rękach zagranicznych, gdy tymczasem w Polsce – 70 proc. – zwraca uwagę Bielewicz.
Małgorzata Goss
www.naszdziennik.pl
Pan Piotr Szubarczyk, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej w Gdańsku, podaje nazwiska morderców z Urzędu Bezpieczeństwa, komunistycznego sądownictwa i prokuratury odpowiedzialnych za śmierć INKI, zbrodniarzy bezkarnych do dziś...
Fragment reportażu poświęconego pamięci Danuty Siedzikówny Inki, zrealizowanego i wyemitowanego przez TV Trwam w 2007 roku.
Nasz kandydat już rok wczesniej życzył śmierci Lechowi Kaczyńskiemu?
Sprzedam Polskę – msp.gov.pl
Opublikował/a Włodek Kuliński - Wirtualna Polonia w dniu 2010-05-17
Minister skarbu zamieścił w tygodniku “The Economist” ogłoszenie o sprzedaży ponad 670 polskich spółek z ponad 40 sektorów gospodarkiPod ręką Platformy Obywatelskiej Polska od trzech lat żyje z wyprzedaży majątku poprzednich pokoleń i zaciągania długów na koszt przyszłych. Ekonomiści biją na alarm: sprzedaż strategicznych sektorów gospodarki na rzecz zagranicznych inwestorów nie zasypie dziury budżetowej, za to zwiększy finansowy drenaż Polski i narazi nasz kraj na “wrogie przejęcie”. Prywatyzowanie w kryzysie jest nieracjonalne m.in. dlatego, że firmy prywatne mają teraz znacznie gorszy dostęp do kapitału niż państwa, które są w ocenie rynków bardziej wiarygodnym partnerem w czasach kryzysu.
Gorączkowo szukając pieniędzy na łatanie dziur budżetowych, rząd sprzedaje, co się da, bez względu na to, czy prywatyzacja firmy ma uzasadnienie gospodarcze, czy też nie ma. Wpływy ze sprzedaży majątku państwowego zaplanowano w tym roku na 25 mld zł, ale minister Aleksander Grad licytuje w górę, utrzymując, że sięgną nawet 30 mld złotych. Miliard w górę czy w dół nie zmienia jednak obrazu sytuacji: mimo totalnej wyprzedaży majątku rząd nie zdoła ograniczyć dziury budżetowej do zaplanowanych rozmiarów, czyli 52 mld złotych.
- Szacujemy, że już dziś rzeczywisty deficyt budżetu wynosi 90 mld złotych. Pod koniec roku dług publiczny sięgnie 780-800 mld zł – ocenia główny ekonomista SKOK Janusz Szewczak.
- Prywatyzacyjny rozmach rządu doszedł do punktu, gdy trzeba powiedzieć – nie! Ludzie są zgorszeni beztroską, z jaką rząd wyprzedaje majątek publiczny budowany przez pokolenia – mówi poseł Gabriela Masłowska (PiS), ekonomistka.
Po giełdowym debiucie PZU, za sprawą którego udział Skarbu Państwa w naszej największej ubezpieczeniowej spółce spadł z ponad 50 proc. do 46 proc., rząd przymierza się do sprzedaży zakładów wielkiej syntezy chemicznej. Pod młotek pójdą Zakłady Azotowe Puławy i Zakłady Chemiczne Police. W ostatnich dniach Ministerstwo Skarbu Państwa wystosowało zaproszenie do składania ofert. W obu spółkach rząd zamierza pozbyć się na rzecz inwestora strategicznego większościowych pakietów akcji. Niewykluczone, że jeden nabywca przejmie oba przedsiębiorstwa lub sprywatyzowane zostanie jedno z nich. To tzw. druga grupa chemiczna. Po niej przyjdzie kolej na pierwszą grupę, tj. Ciech, Zakłady Azotowe w Tarnowie (ZAT) i Zakłady Azotowe w Kędzierzynie (ZAK), których w pierwszym podejściu nie udało się sprywatyzować. Niemiecka grupa PCC, która miała wyłączność na negocjacje kupna ZAK i ZAT, zaoferowała tak niekorzystne warunki zapłaty, że strona polska zmuszona była zamknąć ten etap bez rozstrzygnięcia.
Do sprzedaży przeznaczona jest energetyka. Rząd chce zbyć udziały w największych grupach energetycznych – PGE i Tauron. Dotąd była mowa o zachowaniu w rękach Skarbu Państwa strategicznych pakietów akcji, ale minister Aleksander Grad wycofuje się rakiem z tych obietnic. Według ostatnich informacji, w Tauronie ma być sprzedane nie 20 proc., a… 52 proc. akcji. W ręce inwestora trafi też w całości grupa energetyczna Enea. To drugie podejście do prywatyzacji, w pierwszym – prowadzonym w dołku kryzysu – nie wyłoniono nabywcy. Na sprzedaż trafi też pakiet 13 proc. akcji w koncernie naftowym LOTOS, 10 proc. akcji w KGHM “Polska Miedź”, mniejszościowe pakiety w spółkach paliwowych, część spółek związanych z sektorem obronnym, firmy farmaceutyczne oraz dalsze 65 proc. akcji lubelskiej kopalni węgla kamiennego Bogdanka, która zadebiutowała na giełdzie w połowie ubiegłego roku.
Do końca roku ma rozpocząć się sprzedaż warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych – najważniejszej instytucji infrastruktury rynku kapitałowego. Akcje giełdy mają zadebiutować na jej własnym parkiecie. W ubiegłym roku w ostatniej chwili udało się powstrzymać ministra Grada przed wyjątkowo niekorzystną dla gospodarki i samej giełdy sprzedażą GPW inwestorowi branżowemu – niemieckiej Deutsche Boerse.
- Rząd sprzedaje strategiczne dziedziny gospodarki, nie bacząc na kryzys, bo jedyne, co go zaprząta, to narastające kłopoty z płynnością budżetu. Ten gabinet kompletnie nie rozumie, w jakim kierunku rozwija się sytuacja na świecie, i źle nas pozycjonuje – uważa Jerzy Bielewicz, prezes Stowarzyszenia “Przejrzysty Rynek”. – Katastrofa finansowa Grecji to zaledwie czubek góry lodowej, zwiastun kolejnej fali globalnego kryzysu finansowego, który tym razem uderzy najsilniej w Europę, grożąc jej rozpadem – ostrzega finansista.
- Na razie trwa cisza przez burzą, ale musimy mieć świadomość, że brak gruntownej reformy globalnego systemu finansowego spycha świat w kierunku konfliktu. W takiej chwili finanse, obronność, energetyka – to dziedziny, które rządy innych państw mocno dzierżą w ręku – podkreśla Bielewicz.
Zwraca też uwagę, że prywatyzowanie w kryzysie jest nieracjonalne także z tego powodu, że firmy prywatne, w tym największe korporacje, mają obecnie znacznie gorszy dostęp do kapitału niż państwa, które są w ocenie rynków bardziej wiarygodnym partnerem w czasach kryzysu.
- Kredyt korporacyjny obecnie nie istnieje, z wyjątkiem Azji. Banki, w obawie przed stratami, nie chcą pożyczać wielkim korporacjom, a jeśli oferują kredyt, to na bardzo wysoki procent. Tymczasem polskie obligacje rządowe są oprocentowane na poziomie 5 proc., dostęp do kapitału jest więc dla sektora państwowego łatwiejszy – ocenia Bielewicz. – Wejście na giełdę to jednorazowy zastrzyk kapitału, potem prywatny inwestor musi drożej płacić, gdy pożycza na rynkach finansowych – zauważa.
Drenaż kapitału i rynku pracy
- Prywatyzacja na rzecz zagranicznych inwestorów wypycha miejsca pracy z Polski – zwraca uwagę inny finansista związany z Narodowym Bankiem Polskim. Jak tłumaczy, gdy zagraniczny inwestor nabywa akcje w polskiej spółce, dokonując wymiany miliardów środków walutowych na złote, podbija tym samym kurs złotego, czyniąc nasz eksport mniej opłacalnym. Dlatego rezultatem masowej prywatyzacji z udziałem kapitału zagranicznego jest zjawisko przesuwania się miejsc pracy z Polski za granicę.
- Zamieniamy aktywa kapitałowe, które dawałyby nam wieloletnie dochody w kraju, na jednorazową konsumpcję. I to ma być interes? – pyta retorycznie. O ile prywatyzacja na rzecz kapitału zagranicznego niesie negatywne konsekwencje, to prywatyzacja w warunkach kryzysu jest – zdaniem naszego rozmówcy – szkodliwa w dwójnasób.
- Kryzys ma to do siebie, że powoduje zasysanie środków z peryferii globalnych korporacji do centrali, a więc w kierunku odwrotnym niż w czasach prosperity, gdy kapitał dokonuje ekspansji i inwestuje za granicą – wyjaśnia. Oznacza to, że środki finansowe wypracowane w polskich spółkach z chwilą wejścia zagranicznego inwestora strategicznego będą transferowane za granicę poprzez wypłatę zysków, ucieczkę przed podatkami, stosowanie cen transferowych etc. Szczególnie jaskrawo proceder ten widoczny jest w spółkach o charakterze finansowym, tj. bankach i firmach ubezpieczeniowych – np. ING w kryzysie dokonało wielomiliardowej lokaty w zagranicznym banku-matce, jeden z banków wypłacił akcjonariuszom dywidendę przekraczającą zysk itp. Z kolei ceny transferowe to sposób na wyprowadzanie zysków przez zagraniczne sieci supermarketów i firmy, których produkty cechuje wysoki “wsad importowy”.
Premier Donald Tusk i minister Aleksander Grad upatrują “cudownego lekarstwa” w prywatyzacji poprzez giełdę, gdy miejsce zagranicznego inwestora strategicznego zajmuje mniej lub bardziej rozproszony akcjonariat. Wygląda jednak na to, że pokusa drenażu finansowego bynajmniej nie omija spółek giełdowych, tyle że beneficjent się zmienia.
- Spółki o rozproszonym akcjonariacie stają się de facto własnością menedżerów, a akcjonariusze pozostają bez wpływu na zarządzanie. Na przykład włoski UniCredit kontrolowany jest przez kilka fundacji posiadających większe pakiety akcji, a te fundacje kontroluje… zarząd – tłumaczy Bielewicz.
- Amerykańskie banki, które zdefraudowały ogromne pieniądze i zostały wzięte na garnuszek podatników, to przecież… spółki giełdowe – przypomina. Dowodem na to, że menedżerowie firm giełdowych stają się quasi-właścicielami, są np. astronomiczne wynagrodzenia zarządów, niezależne od wyników firmy. – Jak wyliczono w Stanach Zjednoczonych, dochody głównych menedżerów Goldman Sachs przekraczają kwoty dywidend na rzecz akcjonariuszy – podaje przykład.
- Twierdzenie, jakoby prywatyzacja w każdym wypadku gwarantowała szybszy wzrost, jest gołosłowne – twierdzi dr Gabriela Masłowska, ekonomistka, poseł PiS. – Dowodem jest szybki rozwój krajów Dalekiego Wschodu, które – w przeciwieństwie do Polski – odrzuciły plan totalnej prywatyzacji zalecany przez tzw. Konsensus Waszyngtoński [ultraliberalny program gospodarczy MFW i BŚ dla krajów słabo rozwiniętych przedstawiony w 1989 r. - przyp. red.].
Prywatyzacja to nie panaceum
- Najpierw warto zapytać rząd, gdzie się podziało ponad 100 mld zł z dotychczasowej prywatyzacji prowadzonej od początku transformacji. Czy dzięki wyprzedaży tego majątku mamy wyższe emerytury? Czy za te pieniądze zbudowano autostrady? Czy Polacy stali się właścicielami fabryk? Czy budżet ma wyższe wpływy podatkowe? – pyta retorycznie Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK. – Powiedzmy wreszcie otwarcie: to była od początku koncepcja pozbawiona perspektywy, ograniczona do doraźnego zatykania luk w finansach publicznych dochodami z wyprzedaży majątku pokoleń – zaznacza.
- Totalna prywatyzacja nie jest panaceum na problemy gospodarcze, przeciwnie – w wielu wypadkach może zaszkodzić – twierdzi Jerzy Bielewicz. Każda dziedzina gospodarki wymaga – jego zdaniem – odrębnej strategii, jeśli chodzi o status własnościowy.
- Po co sprzedawać energetykę inwestorom zagranicznym? Wiadomo, że środki na niezbędne inwestycje będą pozyskiwać na polskim rynku przez zawyżanie cen energii, co narazi polską gospodarkę na utratę konkurencyjności. Po co pozbywać się kontroli nad PZU, PKO BP czy GPW? Inwestorzy przejmują dochodowe spółki finansowe po to, by z nich czerpać zyski, a nie dokładać. Na Zachodzie zaledwie 20 proc. tego sektora znajduje się w rękach zagranicznych, gdy tymczasem w Polsce – 70 proc. – zwraca uwagę Bielewicz.
Małgorzata Goss
www.naszdziennik.pl
Sunday, May 16, 2010
Wygrana Bronislawa Komorowskiego oznacza kleske Polski i 65 Miliardow Dolarow dla bogatych ateistow z USA, Nowojorskich, chroniacych Hitlera 1932 to 1945.
Wygrana Bronislawa Komorowskiego oznacza kleske Polski i 65 Miliardow Dolarow dla bogatych ateistow z USA, Nowojorskich, chroniacych Hitlera 1932 to 1945.
Tusk i Platforma Obywateska ma to na sumieniu.
Nie dla Polskich szpitali, na drogi, szkoly, Uniwersytety Polskie ale dla bogatych, ktorzy sie juz dorobili na manipulacji Zlotego
Goldman sachs manipulation of the Polish Zloty.
Profesor jest zdania że nic nikomu się nie należy ( w kwestii odszkodowań )
Wypowiedź z audycji minął miesiąc z Tv Trwam.
Bogusław Wolniewicz o europejskim Dekalogu i nowym Jahwe
Smierć rotmistrza Pileckiego 1/9
ZBRODNIE KOMUNISTÓW- "Gen. August Emil Fieldorf 'Nil' " 1/2
Ile pieniędzy zainwestował B.Komorowski w parabank Janusza Palucha?
Ile pieniędzy zainwestował B.Komorowski w parabank Janusza Palucha?
Skąd dysponował taką kwotą w 1991r.?
Fragment tzw.”Raportu o likwidacji WSI” (strona 78 i 79)
„Służby interesowały się również kontaktami finansowymi Komorowskiego i Rayzachera z Januszem Paluchem, który prowadził tzw. „działalność parabankową”. Komorowski, Rayzacher i Benedyk mieli zainwestować
w przedsięwzięcie Palucha 260 tys. DEM. Płk Janusz Paluch działał wśród oficerów, a jego pośrednikiem
w przyjmowaniu lokat był m.in. ppłk Janusz Rudziński(118).
Po bankructwie Palucha (wiosną 1992 r.) ws. „TOMASZEWSKI”, Bronisław Komorowski i Maciej Rayzacher chcieli odzyskać zainwestowane pieniądze przy pomocy wynajętych firm detektywistycznych, które wkrótce wycofały się
z umowy, obawiając się powiązań politycznych Palucha. Komorowskiemu sugerowano, że pieniądze może odzyskać kontrwywiad WSI, który pomógł innym oszukanym w ten sposób wysokim oficerom WP(119).
„TOMASZEWSKI” twierdził, że fundusze zbierane nieoficjalnie przez Palucha mogły posłużyć do sfinansowania biura wyborczego Lecha Wałęsy lub kandydata przez niego popieranego.(120) W czasie, gdy miał kłopoty
z policją, Paluch ukrywał się w mieszkaniu siostry Wachowskiego w Bydgoszczy a w listopadzie 1994 r.
zaproponował „TOMASZEWSKIEMU” wspólne interesy(121).”
(118) Według „Notatki służbowej” z 14.04.1995 r., sporządzonej przez kpt. Piotra Lenarta z Wydziału 2 Oddziału KW POW, Bronisław Komorowski i Maciej Rayzacher w okresie 1991-92 powierzyli WS. „Tomaszewski” wysokie sumy pieniędzy, aby ten wpłacił je do tzw. „banku Palucha” za pośrednictwem płk. Janusza Rudzińskiego.
Cała suma opiewała na 260 tys.DM. Z odnalezionych dokumentów nie wynika, że WSI interesowały się źródłem
pochodzenia zgromadzonego kapitału. Według rozpoznania Kontrwywiadu Wojskowego, pieniądze wpłacali także
inni wyżsi oficerowie WP.
(119) W notatce WSI stwierdzono, że Rayzacher i Komorowski nie mieli „możliwości żądania zwrotu pieniędzy drogą prawną”. WS Tomaszewski dowiedział się, że „generałom udało się odzyskać pieniądze przy pomocy kontrwywiadu wojskowego”. Próbą odzyskania pieniędzy zajął się w imieniu Komorowskiego i Rayzachera WS „Tomaszewski”. Podjął się on obserwować Demola, w zamian za pomoc w odzyskaniu od Palucha pieniędzy.
W aktach nie ma informacji, czy próby odzyskania zainwestowanych pieniędzy przez ws. „Tomaszewski”, Komorowskiego i Rayzachera w „Bank Palucha” powiodły się. Brak też informacji, skąd tak dużą sumę
posiadali wyżej wymienieni. Nie wiadomo też, jak zakończyło się rozpracowanie Komorowskiego, Rayzachera
oraz wyższych oficerów WP.
Warzechy, Ziemkiewicze i inni. Starczy wam odwagi by zadać te dwa proste pytania?
Wkrótce będą odpowiedzi…
śli Narodowy Bank Polski nie przekaże do budżetu dodatkowych 4 mld zł, marszałek Sejmu może rozpocząć procedurę powołania nowego prezesa banku centralnego. Członkowie RPP mówią wprost: "To szantaż". - Na Piotra Wiesiołka pełniącego obowiązki prezesa NBP po tragicznej śmierci Sławomira Skrzypka wywierany jest polityczny nacisk, aby przekazał do budżetu pieniądze z rezerwy na stabilizację kursu złotego - alarmują rozmówcy "Naszego Dziennika".
- Decyzja rządowej większości w Radzie Polityki Pieniężnej o zwróceniu się do Zarządu NBP o ponowne skalkulowanie ryzyka i oszacowanie rezerwy na ryzyko kursowe jest formą szantażu: "Jak nie zrobicie po naszej myśli - powołamy nowego prezesa NBP" - potwierdza jeden z członków RPP proszący o zachowanie anonimowości.
NBP oszacował ryzyko zmiany kursów walutowych, jakie mogą wystąpić na przestrzeni 10 dni, a nie w skali jednego roku. Według tego wyliczenia odpis na rezerwę kursową umieszczony w sprawozdaniu wynosi 4,2 mld złotych. Sprawozdanie zostało pozytywnie ocenione przez jedną z największych międzynarodowych firm audytorsko-doradczych PriceWaterhouseCoopers. Im wyższy jest odpis na rezerwę wliczany w koszta, tym mniejszy zysk NBP przekaże do budżetu.
Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP, przekonuje, że zarząd banku centralnego nie powinien korygować w dół rezerwy w sprawozdaniu, a raczej ją podwyższyć, ponieważ została ona wyliczona na minimalnym możliwym poziomie.
Warto podkreślić, że tuż po katastrofie prezydenckiego samolotu, w której zginął prezes NBP Sławomir Skrzypek, marszałek Sejmu zapowiedział, że wskazanie kandydata na nowego prezesa będzie jedną z pierwszych jego decyzji. Komentatorzy ocenili, że Komorowski powinien jednak pozostawić tę decyzję nowo wybranemu prezydentowi, ponieważ sytuacja finansowa jest stabilna i nie zachodzi konieczność natychmiastowej obsady stanowiska. Ustawa mówi, że w razie nieobecności prezesa NBP jego funkcję obejmuje pierwszy zastępca prezesa, którym jest Piotr Wiesiołek, i to właśnie on przejął stery banku. W następnych dniach marszałek, pod naciskiem rynków finansowych zaniepokojonych perspektywą nominacji szefa banku centralnego z grona osób związanych z koalicją rządową, nieco wyhamował swoje zapędy. Dał jednak do zrozumienia, że będzie podejmował decyzje w zależności od wyniku sporu zarządu NBP z Radą Polityki Pieniężnej, gdzie większość mają członkowie nominowani z rekomendacji koalicji rządzącej. Po ostatnim posiedzeniu RPP Elżbieta Chojna-Duch zapytana, co będzie, jeśli zarząd banku nie zmieni sprawozdania, odpowiedziała, że Rada będzie się zastanawiać, co zrobić, ale oświadczyła, że są też inne różne procedury...
O utrzymaniu niezależności banku centralnego rozstrzygnie najbliższe posiedzenie Rady zaplanowane na 27 i 28 kwietnia. Zarząd ma na nim ponownie przedstawić do oceny sprawozdanie finansowe za 2009 rok. Czy będzie to dotychczasowy dokument, czy przeliczony po myśli rządu - na razie nie wiadomo. Do 30 kwietnia zaakceptowane przez RPP sprawozdanie powinno być przekazane Radzie Ministrów do zatwierdzenia. Dwa tygodnie później 95 proc. rocznego zysku NBP podlega odprowadzeniu do budżetu państwa. Gra toczy się o to, czy będzie to 4,2 mld zł, jak wyliczył bank, czy też dwukrotnie więcej - jak chce rząd - ale kosztem stabilności złotego.
Article by James Conrad on seekingalpha.com (dated from last December)
There is no other leveraged commodity market where short sellers increase their positions, materially, as the price rises, and increase them even more when prices are exploding, except gold and silver. The reason traders don’t normally do that is that it exposes short sellers to unlimited liability and risk. Yet, in both March and July 2008, and on countless occasions over the past 21 years, vast numbers of new gold and silver short positions were temporarily opened up, with the position holders seemingly unconcerned about the fact that precious metals had just risen exponentially, and that there was a very real potential they would bankrupt themselves with unlimited upside potential. Normal traders would not expose themselves to such unlimited risks.
I conclude, therefore, that over the last 21 years or so, “fake” precious metals supply in the form of promises of future delivery have habitually been increased when prices increase until increased “supply” managed to overwhelm increased demand, leading to a temporary price collapse. This is compounded by the fact that the futures prices on COMEX tend to dictate the “official” report price for the precious metals elsewhere.
After the market is broken, shell-shocked leveraged long market participants have always been thrown out of their positions by margin calls, and/or have been happy to sell contracts back to the short sellers at much lower prices. This process has always allowed short sellers to cover short positions at a profit. If for some reason naked shorts needed to deliver, they could always count on various European central banks (and some say the Fed basement repository) to backstop them, releasing tons of physical gold into the market. It seemed that there were always another 34 tons or so of gold dumped at strategic times to bring down fast rising prices. Meanwhile, huge physical market demand in Asia and severe shortages buffered the downside. Because of the physical demand, prices steadily increased but, perhaps, at a much slower pace than would have been the case in the absence of market manipulation.
Rarely was there ever a serious short-squeeze. Rarely, that is, until Friday of last week when the deliveries demanded by non-leveraged long buyers reached record levels. In spite of an avalanche of complaints from gold and silver investors, the CFTC (Commodity Futures Trading Commission) has never bothered to audit even one vault to see if the short sellers really have the alleged gold and silver they claim to have. There is a legal requirement that, in every futures contract that promises to deliver a physical commodity, the short seller must be 90% covered by either a stockpile of the commodity or appropriate forward contracts with primary producers (such as miners). Inaction by CFTC, in the face of obvious market manipulation, implies a historical government endorsed price management.
Things, however, are changing fast. As previously stated, the first major mini-panic among COMEX gold short sellers happened last Friday. As of Wednesday morning, about 11,500 delivery demands for 100 ounce ingots were made at COMEX, which represents about 5% of the previous open interest. Another 2,000 contracts are still open, and a large percentage of those will probably demand delivery. These demands compare to the usual ½ to 1% of all contracts.
The U.S. economy is in shambles. Both commercial and investment banks are insolvent. European central banks no longer want to sell gold. China wants to buy 360 tons of it as soon as humanly possible, and as soon as it can be done without sending the price into the stratosphere. A close look at the Federal Reserve balance sheet tells us that Ben Bernanke eventually intends to devalue the U.S. dollar against gold. There has been a vast expansion of Fed credit, which has risen from $932 billion to $2.25 trillion in the last two and a half months. The Fed has bought nearly all toxic bank assets that were supposed to be purchased pursuant by the $700 billion Congressional bank bailout.
Official bailout funds have been used to buy equity interests in the various banks instead. By avoiding the use of monitored Congressional funds, the Fed has embarked on a secretive campaign to buy toxic assets. They have refused to give any accounting of their activities, even though they are using taxpayer money to do this. The Fed has refused, for example, to comply with a “freedom of information act” request from Bloomberg News. That refusal is now the subject of a major lawsuit.
The Federal Reserve has embarked on the biggest money printing surge in history, though the world economy has yet to feel its effect. To prevent newly printed dollars from causing immediate hyperinflation, these newly printed dollars have been temporarily sequestered into the banking industry’s reserves, rather than being released for general use. This was done in a number of creative ways.
First, the number of “reverse repurchase agreements” has been increased to $97 billion. A “repurchase agreement” is a non-recourse method by which the Fed increases the money supply by paying dollars for collateral. The collateral, in this case, are toxic defaulting mortgage bonds that banks want to be rid of. The cash enters the system and theoretically stimulates the economy because it supplies banks with money to make loans with.
A “reverse repurchase agreement” is the exact opposite. It is a method of reducing the money supply by selling bonds to the banks, and taking the cash back out of the system. In this case, the Fed gave banks cash for toxic defaulting mortgage bonds. Then, it took the same cash back by selling the banks new treasury bills just received from the U.S. Treasury. The Fed, in turn, bought these T-bills with the newly printed dollars. The banks, having gotten rid of toxic assets, were allowed to transfer private risk to the taxpayers. This process bolsters bank balance sheets by privatizing bank profits, and socializing bank losses.
At the same time, the U.S. Treasury has been very busy selling newly printed Treasury bills to anyone foolish enough to buy them. To a large extent, the fools reside overseas, but some reside inside this country, and the sale of these U.S. bonds has resulted in a substantial inflow of foreign reserves to the Treasury. Banks have also been offered favorable interest rates on both reserve and non-reserve deposits held at the Fed.
This was combined with what is probably a tacit agreement by which the banks were given the money and led to redeposit most newly printed cash back into the Fed, in a category known as “Reserve balances with Federal Reserve Banks”. This category has ballooned from $8 billion in September to $578 billion on November 28th.
On October 9, 2008, the Federal Reserve began paying interest on deposits at Federal Reserve Banks. The overnight rate happens to have dropped way below the “official” federal funds rate. Meanwhile, rates paid by the Fed on required deposits are only .1% less than the federal funds rate, and on voluntary deposits only .35% less than the federal funds rate. Accordingly, U.S. banks can engage in a dollar based one-nation carry trade, which further sequesters the newly printed dollars.
Banks are borrowing from the Fed, then taking the same money, redepositing it, and earning a spread on the interest rate differential. Banks can also deposit newly printed dollars into a category known as “Deposits with Federal Reserve Banks, other than reserve balances.” This category also earns interest in a similar way, and has risen from $12 billion to $554 billion in the same time period. The funds will eventually be used for direct lending from the Fed to open market borrowers, at huge levels of risk that even the free-wheeling cowboys who run things at America’s private banks are not willing to accept.
That being said, most money center banks in America are certainly NOT risk averse, even now. People who are bailed out of foolish decisions never become risk averse. They are, however, very insolvent, and, aside from the non-recourse provisions of Fed repurchase agreements, they would prefer, for bad publicity reasons, not to default on their obligations to the Fed. Aside from the newly printed dollars given to them by the Fed and the recent transfer of all risk to the taxpayers, they have no liquidity of their own with which to make new loans. That is why they aren’t making any. The Fed will eventually make the loans itself and take all the risk, while using the private banking system as merely a means for delivery.
Right now, however, the Fed wants to sequester the new dollars, until the U.S. Treasury has finished the major part of its funding activities. That will allow the Treasury to borrow money at very low rates. The Fed intends to feed money into the system, but at the minimum rate needed to prevent the DOW index from staying under 8,000 for any significant period of time. Right now, most measures are designed simply to stop U.S. banking laws from automatically requiring the closure of most big banks.
The extent of manipulations engaged in by this Federal Reserve is mind numbing. The total number of sequestered dollars has now reached well in excess of $1.2 trillion dollars. That means that Fed credit, so far, has been effectively increased only by about 10%, over the last 2.5 months, rather than 150% that appears on the surface of the Fed balance sheet. The rest is temporarily sequestered.
Back in July, the U.S. Treasury, through the ESF (Exchange Stabilization Fund), sold billions of euros and, I believe, established a dollar sequestering “derivative” by paying interest, perhaps in Euros, to foreign money center banks. This was designed to keep dollars out of circulation, overseas. It was the beginning of the dollar bull back on July 15th.
I had thought, at the time, with good reason, that the U.S. would run out of foreign exchange and would be forced to close down the operation within a few months. I underestimated Ben Bernanke.
Instead, the Fed managed to establish currency swap lines with various foreign nations, under the guise of supplying them with dollars. This need for dollars arose partly as a result of the actions of the Fed, in sequestering Eurodollars in July, and partly as a result of the multiple credit default events which triggered over $2.5 trillion worth of selling in the stock and commodities markets, as 50 to 1 leveraged players were forced to cover about $50 billion worth of credit default insurance obligations.
In truth, the Fed needs the foreign currency more than the foreign central banks need dollars. The Fed is using its new foreign currency resources, in part, to control the value of the dollar, and to ensure that U.S. bailout bonds are sold for the highest possible prices at the lowest possible long term costs. Anyone who buys long term Treasury bills is going to lose a fortune of money in the long term.
The Fed has also taken a number of steps beyond those already discussed to restrict aspects of the normal money supply which most strongly affect exchange rates. For example, they only allowed “currency in circulation” to rise by $33 billion in aggregate, while at the same time increasing foreign reverse repurchase agreements to reduce foreign availability of dollars by $30 billion, and reducing the “other liabilities” category dollar availability by another $7 billion. Since it is likely that “other liabilities” involve foreign held dollars, this resulted in a net deficit of $4 billion on foreign exchange markets, as compared to September, 2008.
All these actions, taken together, have supported the dollar overseas, and led to a breakdown of the commodities markets. The adverse effect of a paradoxically rising dollar has been especially severe in dollar dependent commodity producing nations, such as Ukraine.
The net effect is that the U.S. dollar, in spite of terrible fundamentals, is now King of the Currencies once again, at least temporarily. The rising value of the dollar happens also to support naked short sellers of gold and silver, on COMEX, and these are old friends of the Federal Reserve. Supply and demand ultimately determine the price of gold but, in the shorter term, it is inversely tethered to the dollar. When the dollar is artificially high, gold prices will often plunge artificially low.
But, in short, the Fed currently has gained complete control over the value of the dollar. It can now adjust and micromange the dollar on a day-to-day basis. All it needs to do is open and close the “dollar spigot.” When they want the dollar to rise, the Fed can reduce the number of sequestered dollars. When they want it to fall, they simply ease up, releasing dollars into the financial markets. There is only one problem. Real investors are fleeing the stock market, and stock indexes are becoming more and more dependent upon government cash in order to avoid collapse.
People are liquidating holdings in mutual funds, and redeeming against hedge funds at a fantastic rate. This has created heavy downward pressure on stock prices. If the DOW falls below 8,000 for any significant amount of time, most big American insurance companies will be forced to recognize huge losses on their portfolios, and will become insolvent. Insolvent insurers, like insolvent banks, must be closed by their regulators as a matter of law. Obviously, mass insurer bankruptcies would be yet another major destabilizing slap in the face to an increasingly unstable economy.
The Fed now has only two ways to stop this. One is by brute force. It can buy securities directly, through its primary dealers, thereby supporting and pumping up stock prices. It has done a lot of that in the past few weeks, but this method is highly inefficient and costly. It is better to catalyze upward market movement rather than force it. Catalysis of markets involves opening up the money spigot a bit, allowing some of the sequestered funds to bleed back into the system. This allows the stock market to rise or stabilize naturally, as the equivalent of inflation is created mostly in the stock market without substantial bleed through. At the same time, however, opening the money spigot reduces the value of the dollar and causes gold prices to rise. Rising gold price adversely affects COMEX short sellers who are, as previously stated, old friends of the Federal Reserve.
Gold buying enthusiasm, everywhere but at the COMEX, is at record levels, whereas stock market investing appetite is low. For this reason, when the Fed tried to constrict the money supply on Monday, it caused more damage to the stock market than to the price of gold. Gold declined by over 5%, but the S&P 500 collapsed by over 9%. The next day, the Fed eased up on the money supply spigot, allowing the dollar to fall and the stock market to reflate. If the Fed repeats this performance over and over again, stock investor psychology will be seriously harmed. Withdrawals from mutual and hedge funds will accelerate. The stock market will sink at an uncontrollable rate, and the world will surge onward toward Great Depression II, much worse than the first. At some point, there will be nothing the Fed can do about it, no matter what manipulations it attempts. Hopefully Ben Bernanke is aware of the dangerous nature of the game he is playing.
The Federal Reserve must now make a tough choice. In the past, Federal Reserve Chairmen may have felt it necessary to support regular attacks on gold prices to dissuade conservative people from putting a majority of their capital into gold. Now, however, the world economy needs much higher gold prices in order to devalue paper money, not against other currencies in a "beggar thy neighbor" policy, but against itself. This can jump start the system. If the Fed continued to support gold price suppression, that would collapse the stock market far deeper than they can afford, most insurers will end up bankrupt, and there will be no hope of avoiding Great Depression II.
I think Ben Bernanke is aware of this. Gold shorts will be abandoned, to avoid financial catastrophe. In commenting, I take a practical view, accepting what appears to be so, without passing judgment on the acts and omissions of the last 21 years.
Anyone who reads the written works of our Fed Chairman knows that Bernanke’s long term plan involves devaluing the dollar against gold. This is the exact opposite of most prior Fed Chairmen. He has overtly stated his intentions toward gold, many times, in various articles, speeches and treatises written before he became Fed Chairman. He often extols the virtues of former President Franklin Roosevelt’s gold revaluation/dollar devaluation, back in 1934, and credits it with saving the nation from the Great Depression. According to Bernanke, devaluation of the dollar against gold was so effective in stimulating economic activity that the stock market rose sharply in 1934, immediately thereafter. That is something that the Fed wants to see happen again.
It is only a matter of time before gold is allowed to rise to its natural level. Assuming that about half of the current increase in Fed credit is eventually neutralized, the monetized value of gold should be allowed to rise to between $7,500 and $9,000 per ounce as the world goes back to some type of gold standard. In the nearer term, gold will rise to about $2,000 per ounce, as the Fed abandons a hopeless campaign to support COMEX short sellers, in favor of saving the other, more productive, functions of the various banks and insurers.
Revaluation of gold, and a return to the gold standard, is the only way that hyperinflation can be avoided while large numbers of paper currency units are released into the economy. This is because most of the rise in prices can be filtered into gold. As the asset value of gold rises, it will soak up excess dollars, euros, pounds, etc., while the appearance of an increased number of currency units will stimulate investor psychology, and lending and economic output will increase, all over the world. Ben Bernanke and the other members of the FOMC Committee must know this, because it is basic economics.
Many venerable names in banking agree, although none have gone so far as to take their thoughts to the natural conclusion. Both JP Morgan Chase's and Citibank’s analysts, for example, are predicting a huge rise in the price of gold. That is interesting because GATA has come up with fairly compelling evidence that JP Morgan Chase (JPM) and HSBC (HBC) may have been big COMEX naked short sellers in the past.
Goldman Sachs (GS) is also a huge bullion bank, which allegedly is heavily involved in downward gold price manipulation. However, this month, both HSBC and GS took lots of deliveries of gold from COMEX. Given the size and bureaucracy at such firms, it is certainly possible for the majority of traders to be entirely honest, while others, at the same firm, may be totally corrupt.
More important, however, than dwelling on the accuracy of conspiracy theories is the fact that huge international banking firms normally do not take metal deliveries from futures markets. They normally buy on the London spot market. The fact that they are demanding delivery from COMEX means one of two things. Either the London bullion exchanges have run out of gold, or these firms are finding it cheaper to buy gold as a “future” than as a spot exchange.
Smart traders at big firms may be buying on COMEX to sell into the spot market, for a profit. This pricing condition is known as “backwardation”. Backwardation is always the first sign that a huge price rise is about to happen. In the absence of backwardation, there is no rational explanation as to why HSBC, Bank of Nova Scotia (BNS), Goldman Sachs, and others are forcing COMEX to make large deliveries.
The fact that this backwardation is hidden from the public eye is not surprising. In spite of the ostensible existence of a so-called “London fix”, 96% of all OTC transactions are secret and unreported. The transactions happen solely between two parties, and are done opaquely, in complete darkness. The current London fix may well be just as fake as the bank interest rate reports that comprised LIBOR proved to be, just a few months ago.
It won’t matter much if you purchase gold at $750, $800, $850, $900 per ounce, or even much higher. All of these prices will be looking extraordinarily cheap in a few months. The price of our pretty yellow metal is about to explode, and it is probably going to soar, eventually, to levels that not even most gold bugs imagine. COMEX gold shorts will be playing the price a bit longer, in an attempt to shake out some remaining independent leveraged longs. Once that is finished, however, and it will be finished soon, the price will start to rise very quickly.
Tusk i Platforma Obywateska ma to na sumieniu.
Nie dla Polskich szpitali, na drogi, szkoly, Uniwersytety Polskie ale dla bogatych, ktorzy sie juz dorobili na manipulacji Zlotego
Goldman sachs manipulation of the Polish Zloty.
Profesor jest zdania że nic nikomu się nie należy ( w kwestii odszkodowań )
Wypowiedź z audycji minął miesiąc z Tv Trwam.
Bogusław Wolniewicz o europejskim Dekalogu i nowym Jahwe
Smierć rotmistrza Pileckiego 1/9
ZBRODNIE KOMUNISTÓW- "Gen. August Emil Fieldorf 'Nil' " 1/2
Ile pieniędzy zainwestował B.Komorowski w parabank Janusza Palucha?
Ile pieniędzy zainwestował B.Komorowski w parabank Janusza Palucha?
Skąd dysponował taką kwotą w 1991r.?
Fragment tzw.”Raportu o likwidacji WSI” (strona 78 i 79)
„Służby interesowały się również kontaktami finansowymi Komorowskiego i Rayzachera z Januszem Paluchem, który prowadził tzw. „działalność parabankową”. Komorowski, Rayzacher i Benedyk mieli zainwestować
w przedsięwzięcie Palucha 260 tys. DEM. Płk Janusz Paluch działał wśród oficerów, a jego pośrednikiem
w przyjmowaniu lokat był m.in. ppłk Janusz Rudziński(118).
Po bankructwie Palucha (wiosną 1992 r.) ws. „TOMASZEWSKI”, Bronisław Komorowski i Maciej Rayzacher chcieli odzyskać zainwestowane pieniądze przy pomocy wynajętych firm detektywistycznych, które wkrótce wycofały się
z umowy, obawiając się powiązań politycznych Palucha. Komorowskiemu sugerowano, że pieniądze może odzyskać kontrwywiad WSI, który pomógł innym oszukanym w ten sposób wysokim oficerom WP(119).
„TOMASZEWSKI” twierdził, że fundusze zbierane nieoficjalnie przez Palucha mogły posłużyć do sfinansowania biura wyborczego Lecha Wałęsy lub kandydata przez niego popieranego.(120) W czasie, gdy miał kłopoty
z policją, Paluch ukrywał się w mieszkaniu siostry Wachowskiego w Bydgoszczy a w listopadzie 1994 r.
zaproponował „TOMASZEWSKIEMU” wspólne interesy(121).”
(118) Według „Notatki służbowej” z 14.04.1995 r., sporządzonej przez kpt. Piotra Lenarta z Wydziału 2 Oddziału KW POW, Bronisław Komorowski i Maciej Rayzacher w okresie 1991-92 powierzyli WS. „Tomaszewski” wysokie sumy pieniędzy, aby ten wpłacił je do tzw. „banku Palucha” za pośrednictwem płk. Janusza Rudzińskiego.
Cała suma opiewała na 260 tys.DM. Z odnalezionych dokumentów nie wynika, że WSI interesowały się źródłem
pochodzenia zgromadzonego kapitału. Według rozpoznania Kontrwywiadu Wojskowego, pieniądze wpłacali także
inni wyżsi oficerowie WP.
(119) W notatce WSI stwierdzono, że Rayzacher i Komorowski nie mieli „możliwości żądania zwrotu pieniędzy drogą prawną”. WS Tomaszewski dowiedział się, że „generałom udało się odzyskać pieniądze przy pomocy kontrwywiadu wojskowego”. Próbą odzyskania pieniędzy zajął się w imieniu Komorowskiego i Rayzachera WS „Tomaszewski”. Podjął się on obserwować Demola, w zamian za pomoc w odzyskaniu od Palucha pieniędzy.
W aktach nie ma informacji, czy próby odzyskania zainwestowanych pieniędzy przez ws. „Tomaszewski”, Komorowskiego i Rayzachera w „Bank Palucha” powiodły się. Brak też informacji, skąd tak dużą sumę
posiadali wyżej wymienieni. Nie wiadomo też, jak zakończyło się rozpracowanie Komorowskiego, Rayzachera
oraz wyższych oficerów WP.
Warzechy, Ziemkiewicze i inni. Starczy wam odwagi by zadać te dwa proste pytania?
Wkrótce będą odpowiedzi…
śli Narodowy Bank Polski nie przekaże do budżetu dodatkowych 4 mld zł, marszałek Sejmu może rozpocząć procedurę powołania nowego prezesa banku centralnego. Członkowie RPP mówią wprost: "To szantaż". - Na Piotra Wiesiołka pełniącego obowiązki prezesa NBP po tragicznej śmierci Sławomira Skrzypka wywierany jest polityczny nacisk, aby przekazał do budżetu pieniądze z rezerwy na stabilizację kursu złotego - alarmują rozmówcy "Naszego Dziennika".
- Decyzja rządowej większości w Radzie Polityki Pieniężnej o zwróceniu się do Zarządu NBP o ponowne skalkulowanie ryzyka i oszacowanie rezerwy na ryzyko kursowe jest formą szantażu: "Jak nie zrobicie po naszej myśli - powołamy nowego prezesa NBP" - potwierdza jeden z członków RPP proszący o zachowanie anonimowości.
NBP oszacował ryzyko zmiany kursów walutowych, jakie mogą wystąpić na przestrzeni 10 dni, a nie w skali jednego roku. Według tego wyliczenia odpis na rezerwę kursową umieszczony w sprawozdaniu wynosi 4,2 mld złotych. Sprawozdanie zostało pozytywnie ocenione przez jedną z największych międzynarodowych firm audytorsko-doradczych PriceWaterhouseCoopers. Im wyższy jest odpis na rezerwę wliczany w koszta, tym mniejszy zysk NBP przekaże do budżetu.
Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP, przekonuje, że zarząd banku centralnego nie powinien korygować w dół rezerwy w sprawozdaniu, a raczej ją podwyższyć, ponieważ została ona wyliczona na minimalnym możliwym poziomie.
Warto podkreślić, że tuż po katastrofie prezydenckiego samolotu, w której zginął prezes NBP Sławomir Skrzypek, marszałek Sejmu zapowiedział, że wskazanie kandydata na nowego prezesa będzie jedną z pierwszych jego decyzji. Komentatorzy ocenili, że Komorowski powinien jednak pozostawić tę decyzję nowo wybranemu prezydentowi, ponieważ sytuacja finansowa jest stabilna i nie zachodzi konieczność natychmiastowej obsady stanowiska. Ustawa mówi, że w razie nieobecności prezesa NBP jego funkcję obejmuje pierwszy zastępca prezesa, którym jest Piotr Wiesiołek, i to właśnie on przejął stery banku. W następnych dniach marszałek, pod naciskiem rynków finansowych zaniepokojonych perspektywą nominacji szefa banku centralnego z grona osób związanych z koalicją rządową, nieco wyhamował swoje zapędy. Dał jednak do zrozumienia, że będzie podejmował decyzje w zależności od wyniku sporu zarządu NBP z Radą Polityki Pieniężnej, gdzie większość mają członkowie nominowani z rekomendacji koalicji rządzącej. Po ostatnim posiedzeniu RPP Elżbieta Chojna-Duch zapytana, co będzie, jeśli zarząd banku nie zmieni sprawozdania, odpowiedziała, że Rada będzie się zastanawiać, co zrobić, ale oświadczyła, że są też inne różne procedury...
O utrzymaniu niezależności banku centralnego rozstrzygnie najbliższe posiedzenie Rady zaplanowane na 27 i 28 kwietnia. Zarząd ma na nim ponownie przedstawić do oceny sprawozdanie finansowe za 2009 rok. Czy będzie to dotychczasowy dokument, czy przeliczony po myśli rządu - na razie nie wiadomo. Do 30 kwietnia zaakceptowane przez RPP sprawozdanie powinno być przekazane Radzie Ministrów do zatwierdzenia. Dwa tygodnie później 95 proc. rocznego zysku NBP podlega odprowadzeniu do budżetu państwa. Gra toczy się o to, czy będzie to 4,2 mld zł, jak wyliczył bank, czy też dwukrotnie więcej - jak chce rząd - ale kosztem stabilności złotego.
Article by James Conrad on seekingalpha.com (dated from last December)
There is no other leveraged commodity market where short sellers increase their positions, materially, as the price rises, and increase them even more when prices are exploding, except gold and silver. The reason traders don’t normally do that is that it exposes short sellers to unlimited liability and risk. Yet, in both March and July 2008, and on countless occasions over the past 21 years, vast numbers of new gold and silver short positions were temporarily opened up, with the position holders seemingly unconcerned about the fact that precious metals had just risen exponentially, and that there was a very real potential they would bankrupt themselves with unlimited upside potential. Normal traders would not expose themselves to such unlimited risks.
I conclude, therefore, that over the last 21 years or so, “fake” precious metals supply in the form of promises of future delivery have habitually been increased when prices increase until increased “supply” managed to overwhelm increased demand, leading to a temporary price collapse. This is compounded by the fact that the futures prices on COMEX tend to dictate the “official” report price for the precious metals elsewhere.
After the market is broken, shell-shocked leveraged long market participants have always been thrown out of their positions by margin calls, and/or have been happy to sell contracts back to the short sellers at much lower prices. This process has always allowed short sellers to cover short positions at a profit. If for some reason naked shorts needed to deliver, they could always count on various European central banks (and some say the Fed basement repository) to backstop them, releasing tons of physical gold into the market. It seemed that there were always another 34 tons or so of gold dumped at strategic times to bring down fast rising prices. Meanwhile, huge physical market demand in Asia and severe shortages buffered the downside. Because of the physical demand, prices steadily increased but, perhaps, at a much slower pace than would have been the case in the absence of market manipulation.
Rarely was there ever a serious short-squeeze. Rarely, that is, until Friday of last week when the deliveries demanded by non-leveraged long buyers reached record levels. In spite of an avalanche of complaints from gold and silver investors, the CFTC (Commodity Futures Trading Commission) has never bothered to audit even one vault to see if the short sellers really have the alleged gold and silver they claim to have. There is a legal requirement that, in every futures contract that promises to deliver a physical commodity, the short seller must be 90% covered by either a stockpile of the commodity or appropriate forward contracts with primary producers (such as miners). Inaction by CFTC, in the face of obvious market manipulation, implies a historical government endorsed price management.
Things, however, are changing fast. As previously stated, the first major mini-panic among COMEX gold short sellers happened last Friday. As of Wednesday morning, about 11,500 delivery demands for 100 ounce ingots were made at COMEX, which represents about 5% of the previous open interest. Another 2,000 contracts are still open, and a large percentage of those will probably demand delivery. These demands compare to the usual ½ to 1% of all contracts.
The U.S. economy is in shambles. Both commercial and investment banks are insolvent. European central banks no longer want to sell gold. China wants to buy 360 tons of it as soon as humanly possible, and as soon as it can be done without sending the price into the stratosphere. A close look at the Federal Reserve balance sheet tells us that Ben Bernanke eventually intends to devalue the U.S. dollar against gold. There has been a vast expansion of Fed credit, which has risen from $932 billion to $2.25 trillion in the last two and a half months. The Fed has bought nearly all toxic bank assets that were supposed to be purchased pursuant by the $700 billion Congressional bank bailout.
Official bailout funds have been used to buy equity interests in the various banks instead. By avoiding the use of monitored Congressional funds, the Fed has embarked on a secretive campaign to buy toxic assets. They have refused to give any accounting of their activities, even though they are using taxpayer money to do this. The Fed has refused, for example, to comply with a “freedom of information act” request from Bloomberg News. That refusal is now the subject of a major lawsuit.
The Federal Reserve has embarked on the biggest money printing surge in history, though the world economy has yet to feel its effect. To prevent newly printed dollars from causing immediate hyperinflation, these newly printed dollars have been temporarily sequestered into the banking industry’s reserves, rather than being released for general use. This was done in a number of creative ways.
First, the number of “reverse repurchase agreements” has been increased to $97 billion. A “repurchase agreement” is a non-recourse method by which the Fed increases the money supply by paying dollars for collateral. The collateral, in this case, are toxic defaulting mortgage bonds that banks want to be rid of. The cash enters the system and theoretically stimulates the economy because it supplies banks with money to make loans with.
A “reverse repurchase agreement” is the exact opposite. It is a method of reducing the money supply by selling bonds to the banks, and taking the cash back out of the system. In this case, the Fed gave banks cash for toxic defaulting mortgage bonds. Then, it took the same cash back by selling the banks new treasury bills just received from the U.S. Treasury. The Fed, in turn, bought these T-bills with the newly printed dollars. The banks, having gotten rid of toxic assets, were allowed to transfer private risk to the taxpayers. This process bolsters bank balance sheets by privatizing bank profits, and socializing bank losses.
At the same time, the U.S. Treasury has been very busy selling newly printed Treasury bills to anyone foolish enough to buy them. To a large extent, the fools reside overseas, but some reside inside this country, and the sale of these U.S. bonds has resulted in a substantial inflow of foreign reserves to the Treasury. Banks have also been offered favorable interest rates on both reserve and non-reserve deposits held at the Fed.
This was combined with what is probably a tacit agreement by which the banks were given the money and led to redeposit most newly printed cash back into the Fed, in a category known as “Reserve balances with Federal Reserve Banks”. This category has ballooned from $8 billion in September to $578 billion on November 28th.
On October 9, 2008, the Federal Reserve began paying interest on deposits at Federal Reserve Banks. The overnight rate happens to have dropped way below the “official” federal funds rate. Meanwhile, rates paid by the Fed on required deposits are only .1% less than the federal funds rate, and on voluntary deposits only .35% less than the federal funds rate. Accordingly, U.S. banks can engage in a dollar based one-nation carry trade, which further sequesters the newly printed dollars.
Banks are borrowing from the Fed, then taking the same money, redepositing it, and earning a spread on the interest rate differential. Banks can also deposit newly printed dollars into a category known as “Deposits with Federal Reserve Banks, other than reserve balances.” This category also earns interest in a similar way, and has risen from $12 billion to $554 billion in the same time period. The funds will eventually be used for direct lending from the Fed to open market borrowers, at huge levels of risk that even the free-wheeling cowboys who run things at America’s private banks are not willing to accept.
That being said, most money center banks in America are certainly NOT risk averse, even now. People who are bailed out of foolish decisions never become risk averse. They are, however, very insolvent, and, aside from the non-recourse provisions of Fed repurchase agreements, they would prefer, for bad publicity reasons, not to default on their obligations to the Fed. Aside from the newly printed dollars given to them by the Fed and the recent transfer of all risk to the taxpayers, they have no liquidity of their own with which to make new loans. That is why they aren’t making any. The Fed will eventually make the loans itself and take all the risk, while using the private banking system as merely a means for delivery.
Right now, however, the Fed wants to sequester the new dollars, until the U.S. Treasury has finished the major part of its funding activities. That will allow the Treasury to borrow money at very low rates. The Fed intends to feed money into the system, but at the minimum rate needed to prevent the DOW index from staying under 8,000 for any significant period of time. Right now, most measures are designed simply to stop U.S. banking laws from automatically requiring the closure of most big banks.
The extent of manipulations engaged in by this Federal Reserve is mind numbing. The total number of sequestered dollars has now reached well in excess of $1.2 trillion dollars. That means that Fed credit, so far, has been effectively increased only by about 10%, over the last 2.5 months, rather than 150% that appears on the surface of the Fed balance sheet. The rest is temporarily sequestered.
Back in July, the U.S. Treasury, through the ESF (Exchange Stabilization Fund), sold billions of euros and, I believe, established a dollar sequestering “derivative” by paying interest, perhaps in Euros, to foreign money center banks. This was designed to keep dollars out of circulation, overseas. It was the beginning of the dollar bull back on July 15th.
I had thought, at the time, with good reason, that the U.S. would run out of foreign exchange and would be forced to close down the operation within a few months. I underestimated Ben Bernanke.
Instead, the Fed managed to establish currency swap lines with various foreign nations, under the guise of supplying them with dollars. This need for dollars arose partly as a result of the actions of the Fed, in sequestering Eurodollars in July, and partly as a result of the multiple credit default events which triggered over $2.5 trillion worth of selling in the stock and commodities markets, as 50 to 1 leveraged players were forced to cover about $50 billion worth of credit default insurance obligations.
In truth, the Fed needs the foreign currency more than the foreign central banks need dollars. The Fed is using its new foreign currency resources, in part, to control the value of the dollar, and to ensure that U.S. bailout bonds are sold for the highest possible prices at the lowest possible long term costs. Anyone who buys long term Treasury bills is going to lose a fortune of money in the long term.
The Fed has also taken a number of steps beyond those already discussed to restrict aspects of the normal money supply which most strongly affect exchange rates. For example, they only allowed “currency in circulation” to rise by $33 billion in aggregate, while at the same time increasing foreign reverse repurchase agreements to reduce foreign availability of dollars by $30 billion, and reducing the “other liabilities” category dollar availability by another $7 billion. Since it is likely that “other liabilities” involve foreign held dollars, this resulted in a net deficit of $4 billion on foreign exchange markets, as compared to September, 2008.
All these actions, taken together, have supported the dollar overseas, and led to a breakdown of the commodities markets. The adverse effect of a paradoxically rising dollar has been especially severe in dollar dependent commodity producing nations, such as Ukraine.
The net effect is that the U.S. dollar, in spite of terrible fundamentals, is now King of the Currencies once again, at least temporarily. The rising value of the dollar happens also to support naked short sellers of gold and silver, on COMEX, and these are old friends of the Federal Reserve. Supply and demand ultimately determine the price of gold but, in the shorter term, it is inversely tethered to the dollar. When the dollar is artificially high, gold prices will often plunge artificially low.
But, in short, the Fed currently has gained complete control over the value of the dollar. It can now adjust and micromange the dollar on a day-to-day basis. All it needs to do is open and close the “dollar spigot.” When they want the dollar to rise, the Fed can reduce the number of sequestered dollars. When they want it to fall, they simply ease up, releasing dollars into the financial markets. There is only one problem. Real investors are fleeing the stock market, and stock indexes are becoming more and more dependent upon government cash in order to avoid collapse.
People are liquidating holdings in mutual funds, and redeeming against hedge funds at a fantastic rate. This has created heavy downward pressure on stock prices. If the DOW falls below 8,000 for any significant amount of time, most big American insurance companies will be forced to recognize huge losses on their portfolios, and will become insolvent. Insolvent insurers, like insolvent banks, must be closed by their regulators as a matter of law. Obviously, mass insurer bankruptcies would be yet another major destabilizing slap in the face to an increasingly unstable economy.
The Fed now has only two ways to stop this. One is by brute force. It can buy securities directly, through its primary dealers, thereby supporting and pumping up stock prices. It has done a lot of that in the past few weeks, but this method is highly inefficient and costly. It is better to catalyze upward market movement rather than force it. Catalysis of markets involves opening up the money spigot a bit, allowing some of the sequestered funds to bleed back into the system. This allows the stock market to rise or stabilize naturally, as the equivalent of inflation is created mostly in the stock market without substantial bleed through. At the same time, however, opening the money spigot reduces the value of the dollar and causes gold prices to rise. Rising gold price adversely affects COMEX short sellers who are, as previously stated, old friends of the Federal Reserve.
Gold buying enthusiasm, everywhere but at the COMEX, is at record levels, whereas stock market investing appetite is low. For this reason, when the Fed tried to constrict the money supply on Monday, it caused more damage to the stock market than to the price of gold. Gold declined by over 5%, but the S&P 500 collapsed by over 9%. The next day, the Fed eased up on the money supply spigot, allowing the dollar to fall and the stock market to reflate. If the Fed repeats this performance over and over again, stock investor psychology will be seriously harmed. Withdrawals from mutual and hedge funds will accelerate. The stock market will sink at an uncontrollable rate, and the world will surge onward toward Great Depression II, much worse than the first. At some point, there will be nothing the Fed can do about it, no matter what manipulations it attempts. Hopefully Ben Bernanke is aware of the dangerous nature of the game he is playing.
The Federal Reserve must now make a tough choice. In the past, Federal Reserve Chairmen may have felt it necessary to support regular attacks on gold prices to dissuade conservative people from putting a majority of their capital into gold. Now, however, the world economy needs much higher gold prices in order to devalue paper money, not against other currencies in a "beggar thy neighbor" policy, but against itself. This can jump start the system. If the Fed continued to support gold price suppression, that would collapse the stock market far deeper than they can afford, most insurers will end up bankrupt, and there will be no hope of avoiding Great Depression II.
I think Ben Bernanke is aware of this. Gold shorts will be abandoned, to avoid financial catastrophe. In commenting, I take a practical view, accepting what appears to be so, without passing judgment on the acts and omissions of the last 21 years.
Anyone who reads the written works of our Fed Chairman knows that Bernanke’s long term plan involves devaluing the dollar against gold. This is the exact opposite of most prior Fed Chairmen. He has overtly stated his intentions toward gold, many times, in various articles, speeches and treatises written before he became Fed Chairman. He often extols the virtues of former President Franklin Roosevelt’s gold revaluation/dollar devaluation, back in 1934, and credits it with saving the nation from the Great Depression. According to Bernanke, devaluation of the dollar against gold was so effective in stimulating economic activity that the stock market rose sharply in 1934, immediately thereafter. That is something that the Fed wants to see happen again.
It is only a matter of time before gold is allowed to rise to its natural level. Assuming that about half of the current increase in Fed credit is eventually neutralized, the monetized value of gold should be allowed to rise to between $7,500 and $9,000 per ounce as the world goes back to some type of gold standard. In the nearer term, gold will rise to about $2,000 per ounce, as the Fed abandons a hopeless campaign to support COMEX short sellers, in favor of saving the other, more productive, functions of the various banks and insurers.
Revaluation of gold, and a return to the gold standard, is the only way that hyperinflation can be avoided while large numbers of paper currency units are released into the economy. This is because most of the rise in prices can be filtered into gold. As the asset value of gold rises, it will soak up excess dollars, euros, pounds, etc., while the appearance of an increased number of currency units will stimulate investor psychology, and lending and economic output will increase, all over the world. Ben Bernanke and the other members of the FOMC Committee must know this, because it is basic economics.
Many venerable names in banking agree, although none have gone so far as to take their thoughts to the natural conclusion. Both JP Morgan Chase's and Citibank’s analysts, for example, are predicting a huge rise in the price of gold. That is interesting because GATA has come up with fairly compelling evidence that JP Morgan Chase (JPM) and HSBC (HBC) may have been big COMEX naked short sellers in the past.
Goldman Sachs (GS) is also a huge bullion bank, which allegedly is heavily involved in downward gold price manipulation. However, this month, both HSBC and GS took lots of deliveries of gold from COMEX. Given the size and bureaucracy at such firms, it is certainly possible for the majority of traders to be entirely honest, while others, at the same firm, may be totally corrupt.
More important, however, than dwelling on the accuracy of conspiracy theories is the fact that huge international banking firms normally do not take metal deliveries from futures markets. They normally buy on the London spot market. The fact that they are demanding delivery from COMEX means one of two things. Either the London bullion exchanges have run out of gold, or these firms are finding it cheaper to buy gold as a “future” than as a spot exchange.
Smart traders at big firms may be buying on COMEX to sell into the spot market, for a profit. This pricing condition is known as “backwardation”. Backwardation is always the first sign that a huge price rise is about to happen. In the absence of backwardation, there is no rational explanation as to why HSBC, Bank of Nova Scotia (BNS), Goldman Sachs, and others are forcing COMEX to make large deliveries.
The fact that this backwardation is hidden from the public eye is not surprising. In spite of the ostensible existence of a so-called “London fix”, 96% of all OTC transactions are secret and unreported. The transactions happen solely between two parties, and are done opaquely, in complete darkness. The current London fix may well be just as fake as the bank interest rate reports that comprised LIBOR proved to be, just a few months ago.
It won’t matter much if you purchase gold at $750, $800, $850, $900 per ounce, or even much higher. All of these prices will be looking extraordinarily cheap in a few months. The price of our pretty yellow metal is about to explode, and it is probably going to soar, eventually, to levels that not even most gold bugs imagine. COMEX gold shorts will be playing the price a bit longer, in an attempt to shake out some remaining independent leveraged longs. Once that is finished, however, and it will be finished soon, the price will start to rise very quickly.
Subscribe to:
Posts (Atom)